otworzył usta, żeby mi odpowiedzieć, ale nagle jakby zdał sobie sprawę z nieodwołalności mojej decyzji i jego twarz zamarła. Będzie musiał powiedzieć mi prawdę…
– Tom, chodzi o coś innego. Mamy prawdziwy problem.
– Jaki?
– Chodzi o umowy.
– Jakie umowy?
– Te, które podpisaliśmy z Doubledayem i wydawcami zagranicznymi. Dostaliśmy od wszystkich ogromne zaliczki, pod warunkiem że dotrzymasz terminów.
– Nigdy nic takiego nie podpisywałem.
– Ja obiecałem to w twoim imieniu, a umów może nie przeczytałeś, ale je podpisałeś.
Nalałem sobie wody. Ta rozmowa nagle przestała mi się podobać. Od początku przydzieliliśmy sobie role: Milo zajmował się biznesem, ja pisaniem. Do tej pory to działało doskonale.
– Przesunęliśmy datę wydania książki już wiele razy. Jeśli nie skończysz do grudnia, będziemy musieli zapłacić wysoką karę.
– Pozwracaj zaliczki.
– To nie takie proste.
– Dlaczego?
– Bo wydaliśmy je.
– Jak to?
Zirytowany Milo potrząsnął głową.
– Mam ci przypomnieć, ile kosztował twój dom? A ile ten brylantowy pierścionek, który kupiłeś Aurore i którego ci nie oddała?
Ależ jest bezczelny! – pomyślałem.
– O czym ty mówisz? Dobrze wiem, ile zarobiłem i na co mogę sobie pozwolić!
Milo spuścił głowę. Na czoło wystąpiły mu krople potu. Zacisnął wargi, a jego twarz, przed chwilą tak pełna entuzjazmu, pociemniała.
– Tom… Wszystko straciłem.
– Co straciłeś?
– Twoją forsę. I moją.
– Co ty opowiadasz?
– Prawie wszystko ulokowałem w funduszach Madoffa…
– Chyba żartujesz!
Ale on nie żartował.
– Wszyscy dali się wpuścić w ten kanał – powiedział zmartwiony. – Wielkie banki, adwokaci, politycy, artyści… Spielberg, Malkovich, a nawet Elie Wiesel inwestowali w Madoffa!
– Ile mi zostało oprócz domu?
– Tom, hipoteka domu jest zadłużona od trzech miesięcy. Szczerze mówiąc, nie masz już nawet na zapłacenie podatku gruntowego.
– Ale… A twój samochód? Przecież on jest wart ponad milion dolarów!
– Dwa miliony. Ale od miesiąca muszę parkować u sąsiadki, żeby mi go nie zabrali.
Milczałem, zdumiony nagłym obrotem spraw. Po chwili coś wpadło mi do głowy.
– Nie wierzę ci! Wymyślasz to wszystko, żeby mnie zmobilizować do pracy!
– Niestety, nie.
Teraz ja chwyciłem za komórkę, żeby zadzwonić do doradcy finansowego, który płacił moje podatki i miał dojście do moich wszystkich kont. Potwierdził on, że nie mam nic w banku, ale powiedział, że od tygodni starał się mnie o tym uprzedzić, wysyłając listy polecone i zostawiając wiadomości na automatycznej sekretarce. Niestety, nie reagowałem. Boże, od kiedy nie sprawdzałem poczty i nie odbierałem telefonów?
Kiedy doszedłem do siebie, byłem już zupełnie spokojny, nie miałem nawet ochoty rzucić się na Mila i dać mu w pysk. Ogarnęło mnie znużenie.
– Posłuchaj, Tom, byliśmy już w dużo gorszych opałach i jakoś z nich wyszliśmy – ośmielił się powiedzieć ten dupek.
– Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co narobiłeś?
– Dasz radę wszystko naprawić! – zapewnił mnie przyjaciel. – Wystarczy, że ukończysz powieść w terminie, i wygrzebiemy się z kłopotów.
– Jak to sobie wyobrażasz? Mam napisać pięćset stron w trzy miesiące?
– Wiem, że już coś tam masz…
Zakryłem twarz rękami. Milo najwyraźniej nie rozumiał mego stanu wewnętrznej niemocy.
– Od godziny staram się ci wytłumaczyć, że nie mogę nic napisać, mój umysł nie działa, jestem jak wyschnięty strumień. Problem z forsą nic tu nie zmieni! Jestem skończony!
– Przecież zawsze mi mówiłeś, że pisanie jest ci niezbędne dla utrzymania równowagi i zdrowia psychicznego – nie ustępował Milo.
– A więc myliłem się. Jestem wykończony nie dlatego, że przestałem pisać, ale z powodu utraty miłości.
– Uświadamiasz sobie przynajmniej, że niszczysz się dla czegoś, co nie istnieje? – drążył Milo.
– Miłość nie istnieje?
– Miłość z pewnością istnieje. Ale ty ciągle wierzysz w istnienie bratniej duszy. Tak jakby było możliwe, że każdy ma swoją idealnie dopasowaną do siebie drugą połowę…
– Bo według ciebie to idiotyczne wierzyć, że gdzieś tam jest ktoś zdolny nas uszczęśliwić, ktoś, z kim miałoby się ochotę wspólnie zestarzeć?
– Nie, nie o to chodzi. Chodzi o to, że według ciebie na całej planecie Ziemi jest tylko jedna istota zdolna nas uszczęśliwić, tak jakbyśmy zgubili kiedyś połowę swojego ciała i duszy i musieli ją odnaleźć.
– Zwracam twoją uwagę na to, że dokładnie tak twierdzi Arystofanes w Uczcie Platona.
– Może, ale ten twój Arysto coś tam z tym swoim Planktonem nigdzie nie piszą, że to Aurore jest twoją brakującą połową. Wierz mi, zapomnij o tym. Mitologia sprawdza się może w twoich powieściach, ale rzeczywistość jest zupełnie inna.
– Faktycznie, w rzeczywistości mój najlepszy przyjaciel nie tylko mnie rujnuje, ale jeszcze mnie poucza! – rzuciłem, wstając od stołu.
Milo również wstał. Wyglądał na zrozpaczonego. W takim momencie dałbym wszystko, aby wróciło moje dawne natchnienie.
– Więc nie masz najmniejszego zamiaru zabrać się do pisania?
– Nie. I nic na to nie poradzisz. Napisać książkę to nie to samo co wyprodukować samochód albo proszek do prania! – warknąłem zirytowany, opuszczając restaurację.
Kiedy znalazłem się na dworze, parkingowy wręczył mi kluczyki do bugatti Mila. Usiadłem za kierownicą tego bolidu, przekręciłem kluczyk i wrzuciłem jedynkę. Skórzane siedzenia pachniały odurzająco mandarynką, a deska rozdzielcza z polerowanego aluminium spowodowała, że poczułem się jak na pokładzie statku kosmicznego.
Siła przyspieszenia wbiła mnie w fotel. Opony zostawiały ślad na asfalcie, a ja widziałem w lusterku, jak Milo goni mnie, miotając przekleństwa.
5
Strzępy raju
Piekło istnieje i wiem teraz, że dlatego jest straszne, iż są to strzępy raju.
Alec Covin
– Zwracam ci twoje narzędzie, będziesz je mogła oddać właścicielowi – powiedział Milo, wręczając Carole pożyczony od niej łom.
– To własność stanu Kalifornia – odpowiedziała młoda policjantka, wkładając łom do bagażnika swego