Tymoteusz Pawłowski

Tajemnice Marszałka Śmigłego_Rydza


Скачать книгу

wschód, a pod koniec miesiąca wojska sprzymierzonych dotarły do dawnego rozgraniczenia pomiędzy gubernią kurlandzką a pskowską, powszechnie uważanego za granicę młodego państwa łotewskiego.

      28 stycznia 1920 roku „Śmigły” został nagrodzony najwyższym łotewskim odznaczeniem – Orderem Lāčplēsisa (Pogromcy Niedźwiedzia) I klasy. Takie samo odznaczenie otrzymał przybyły do miasta Piłsudski, który z kolei udekorował generała przyznanym już wcześniej Virtuti Militari V klasy. Stanisław Szeptycki musiał się zadowolić Orderem Pogromcy Niedźwiedzia II klasy, co oczywiście nie wzbudziło jego specjalnego entuzjazmu…

      Ukraińskie dylematy

      Na początku 1920 roku sytuacja Rzeczypospolitej powoli ulegała normalizacji. W lutym polska armia obsadziła Pomorze przyznane Polsce na mocy ustaleń traktatu wersalskiego, a na terenach spornych z Niemcami, Czechami i ze Słowacją miały się odbyć plebiscyty. Wyjaśniała się również sytuacja na wschodzie: Wojsko Polskie rozbiło Zachodnio-Ukraińską Republikę Ludową, Rosjanie – zarówno czerwoni, jak i biali – doprowadzili kijowską Ukraińską Republikę Ludową na skraj upadku. W rosyjskiej wojnie domowej sukces osiągnęli bolszewicy.

      Piłsudski i jego współpracownicy za większego wroga niepodległości Polski uważali białych Rosjan. Anton Denikin i jemu podobni nigdy bowiem nie ukrywali, że ich celem jest odbudowa „jednej i niepodzielnej Rosji”. Biali generałowie w najlepszym wypadku aprobowali powstanie państwa polskiego w ścisłych granicach etnograficznych (nawet bez Białegostoku) – w tym układzie nie było miejsca dla niepodległej Ukrainy czy państw bałtyckich, mających oddzielać Polskę od Rosji. Ponadto biała Rosja natychmiast uzyskałaby poparcie swoich długoletnich sojuszników: Francji i Wielkiej Brytanii. Zresztą gdyby spełniono wszystkie postulaty białych, okrojona Polska weszłaby w skład odrodzonego Imperium Rosyjskiego. Wówczas wszyscy w Europie byliby zadowoleni: Francuzi mieliby sojusznika szachującego państwo niemieckie, Brytyjczycy odbudowaliby kontakty handlowe, natomiast Niemcy nie straciliby tak wielu ziem na wschodzie. A „w Warszawie znów panowałby porządek” – jak po stłumieniu powstania styczniowego powiedział angielski ambasador…

      Piłsudski uważał jednak system komunistyczny za przejściowy eksperyment, bez realnych szans na przetrwanie. W interesie Polski leżał zamęt w Rosji – maksymalne osłabienie imperium pozwalające na stworzenie systemu bezpieczeństwa na wschodniej granicy. Dlatego – chociaż państwa ententy nalegały na udzielenie pomocy Denikinowi – Komendant kluczył i znajdował przeciwwskazania.

      Jeszcze wiosną 1919 roku pojawił się w Polsce Julian Marchlewski, który posiadał doskonałe znajomości w sferach rządowych, sięgające początku ruchu socjalistycznego. Skontaktował się z Józefem Beckiem – wiceministrem spraw wewnętrznych (ojcem przyszłego ministra spraw zagranicznych), swoim dawnym współpracownikiem z czasów Związku Robotników Polskich. Po wstępnych rozmowach przekroczył granicę frontu, a po uzyskaniu szerokich pełnomocnictw od Lenina przybył do Białowieży na nieformalne rokowania. Dyskretne negocjacje kontynuowano w Mikaszewiczach na Polesiu (jako rozmowy Polskiego i Rosyjskiego Czerwonego Krzyża). Strona polska zobowiązała się do zatrzymania wojsk na zajmowanych aktualnie pozycjach, proponując Sowietom wycofanie się o 10 kilometrów w celu stworzenia pasa neutralnego. Od bolszewików zażądano natomiast przerwania agitacji komunistycznej w armii polskiej oraz nieatakowania sił ukraińskiego atamana Symona Petlury, podkreślając równocześnie poparcie dla łotewskich aspiracji do Dyneburga.

      Piłsudskiego interesowała wyłącznie polska racja stanu, zignorował zatem żądanie ententy, by zaatakował Armię Czerwoną w okolicach Mozyrza, co Sowieci gorliwie wykorzystali. Denikin po latach żalił się, że z frontu polskiego ściągnięto 40 tysięcy żołnierzy, których udział w walkach rozstrzygnął losy wojny. Niedoszły dyktator białej Rosji poniósł klęskę i udał się na emigrację.

      Naczelnik ze spokojem przyglądał się rozwojowi sytuacji – dla niego zarówno biali, jak i czerwoni byli wrogami Polski. Dlatego nie uderzył na Mozyrz, jak sobie tego życzyli Denikin i ententa, lecz zerwał rozmowy z bolszewikami. Realizując własną politykę, nie zamierzał się krępować żadnymi zobowiązaniami i rezygnować z planów.

      Komendant jednak wiedział, że starcie z bolszewikami jest nieuniknione. Politycy z Kremla grali na zwłokę, składając stronie polskiej atrakcyjne propozycje pokojowe. W rzeczywistości dążyli do izolacji Ukrainy, której tylko Polska mogła udzielić pomocy. A dla Piłsudskiego niezależny rząd w Kijowie był podstawą bezpieczeństwa naszego kraju. Zresztą Sowieci nie zamierzali poprzestać wyłącznie na Ukrainie. Polska była dla nich nie tylko konkurentem do wpływów nad Dnieprem, lecz również odgradzała Rosję od zrewoltowanych Niemiec. A to uniemożliwiało eksport rewolucji w Europie.

      Losy konfliktu polsko-bolszewickiego miały się rozstrzygnąć na Ukrainie, a Polacy mieli wystąpić w roli protektorów Ukraińskiej Republiki Ludowej i jej przywódcy, Symona Petlury. Na przełomie 1919 i 1920 roku było to jednak państwo nierokujące żadnych szans na przetrwanie, pod jego władzą znajdowały się tylko Kamieniec Podolski i skrawek ziem wzdłuż Zbrucza. Za rzeką rozciągały się już tereny obsadzone przez Wojsko Polskie. Petlura doskonale zdawał sobie sprawę, że w tej sytuacji tylko Piłsudski i jego podwładni mogą go uratować.

      Przygotowania do akcji podjęto jeszcze zimą, a rokowania zakończyły się w nocy z 21 na 22 kwietnia podpisaniem „umowy politycznej pomiędzy Polską a Ukraińską Republiką Ludową”. Dwa dni później zawarto konwencję wojskową, Petlura zobowiązał się nie tylko do współpracy i wspólnej walki przeciwko Rosjanom, lecz również do wystawienia 300-tysięcznej armii. Na razie jednak jego siły zbrojne liczyły zaledwie kilka tysięcy żołnierzy, zatem Ukrainę wyzwolić musieli Polacy. W zamian uzgodniono, że wschodnia granica Polski przebiegnie wzdłuż Zbrucza.

      Kijów po raz drugi

      Sukcesy na froncie przyniosły „Śmigłemu” nie tylko odznaczenia, lecz także drugą gwiazdkę generalską i renomę doskonałego oficera liniowego. Nic zatem dziwnego, że jeszcze w marcu opuścił Wilno i wziął udział w planowaniu akcji zbrojnej na Ukrainie. Wciąż pozostawał dowódcą 1 Dywizji Piechoty Legionów, teraz miał dowodzić również niedoświadczoną 7 Dywizją Piechoty oraz 3 Brygadą Kawalerii. Zgrupowanie, określane jako Grupa Operacyjna „Śmigłego”, było podporządkowane 3 Armii Wojska Polskiego, którą osobiście dowodził Piłsudski. Gdy jednak na początku maja obowiązki Naczelnika Państwa wezwały go do Warszawy, zastąpił go „Śmigły”.

      Wyprawa kijowska 3 Armii rozpoczęła się 25 kwietnia. Jako pierwszy zajęto Żytomierz leżący 80 kilometrów za linią frontu. Udało się zerwać komunikację pomiędzy formacjami Armii Czerwonej, w efekcie część z nich wycofywała się do Kijowa, a reszta na południowy wschód.

      Edward Śmigły-Rydz miał już doświadczenie w zdobywaniu dużych miast (Wilno, Dyneburg), zatem spokojnie przygotowywał się do wyzwolenia Kijowa. Okazało się to jednak stratą czasu, Rosjanie bowiem zniknęli z miasta i rankiem 8 maja wjechał tam tramwajem (!) pierwszy patrol polskich ułanów. Następnego dnia „Śmigły” przyjął na Kreszczatiku, głównej ulicy ukraińskiej stolicy, defiladę podległych mu oddziałów. Bez problemu opanowano też mosty na Dnieprze, a polski dowódca po wielu miesiącach rozłąki spotkał się z Martą Thomas-Zaleską.

      Wprawdzie osiągnięto zamierzony cel, jednak zwycięstwo nie było pełne. Nie rozbito bowiem armii bolszewickiej, wzięto do niewoli niewielu jeńców. Jeszcze gorsza okazała się bierność społeczeństwa ukraińskiego – administracja Petlury nie miała szans na odbudowanie struktur państwowych. Wprawdzie ogłoszono pobór do wojska, lecz brakowało urzędników do jego przeprowadzenia i wojsko ukraińskie zostało zasilone jedynie nielicznymi ochotnikami. Co gorsza, na ziemiach wyzwolonych spod rosyjskiej okupacji władzę przejmowali lokalni watażkowie nierespektujący poleceń władz centralnych i niezamierzający dzielić się posiadanymi zasobami.

      „Śmigły” zyskał jednak sławę zdobywcy Kijowa, a ostatnim wodzem Rzeczypospolitej, który dokonał identycznego