Tymoteusz Pawłowski

Tajemnice Marszałka Śmigłego_Rydza


Скачать книгу

kolejnego rządu, stało się inaczej. Gdy bowiem okazało się, że polityk ten nie może liczyć na poparcie Narodowej Demokracji, nowym premierem został Jędrzej Moraczewski.

      Pierwsze po wielu miesiącach spotkanie Piłsudskiego ze „Śmigłym” trwało bardzo krótko, zaledwie dwa lub trzy kwadranse. Generał dostał polecenie powrotu do Lublina i zajęcia się sprawami wojskowymi. Uczciwie trzeba przyznać, że Komendant potraktował „Śmigłego” dość ozięble, sprawiał wrażenie, jakby nie doceniał jego osiągnięć, a nawet nie tytułował generałem. Jeśli nawet tak było, „Śmigły” nie dał po sobie poznać urazy. Rozumiał, że jego samodzielność się skończyła; a stopień generalski potrzebny ministrowi spraw wojskowych Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej stawał się kłopotliwy, gdy naczelny dowódca Wojska Polskiego był tylko brygadierem (ktoś pośredni między pułkownikiem i generałem). Wiedział także, że komenda wojskowa w prowincjonalnym Lublinie była najważniejszym stanowiskiem dowódczym poza Warszawą. To właśnie tam należało zorganizować wojsko dla obrony Polski przed zagrożeniem ze wschodu.

      Chwila oddechu podczas walk przeciwko Rosjanom

      foto Zbiory Mariusza Kolmasiaka/East News

      Józef Piłsudski i Edward Śmigły-Rydz na froncie w 1920 roku

      foto Zbiory Mariusza Kolmasiaka/East News

      Józef Piłsudski i Śmigły-Rydz, wojna polsko-bolszewicka 1919 roku

      foto Instytut Józefa Piłsudskiego/NAC

      Bankiet na cześć Józefa Piłsudskiego i oficerów Legionów, Warszawa, grudzień 1916 roku. Józef Piłsudski (za stołem piąty z lewej), Edward Śmigły-Rydz (za stołem czwarty z lewej), Walery Sławek (trzeci od lewej), Bolesław Wieniawa-Długoszowski (przed stołem czwarty od lewej)

      foto Instytut Józefa Piłsudskiego/NAC

      Rozdział 4. Najlepszy polski dowódca

      Rozdział 4

      Najlepszy polski dowódca

      Wołyń i Wilno

      Polacy stali się obiektem obcej agresji już w październiku 1918 roku, gdy państwo polskie praktycznie jeszcze nie istniało. Ukraiński atak na Lwów i spowodowana tym konieczność zorganizowania odsieczy miasta stały się istotnym czynnikiem przyspieszającym zjednoczenie Królestwa Polskiego oraz Królestwa Galicji i Lodomerii. Warto bowiem pamiętać, że to właśnie Lwów był stolicą tej prowincji, a jednocześnie drugim pod względem rangi polskim miastem.

      Na innych granicach powstającego państwa sytuacja wyglądała na względnie stabilną. Na zachodzie i północy rozciągały się Niemcy, wprawdzie pokonane w wielkiej wojnie, jednak wciąż znacznie silniejsze od Polski. Ale w Warszawie spodziewano się, że zgodnie z czternastoma punktami orędzia amerykańskiego prezydenta Woodrowa Wilsona odzyskamy ziemie „bezsprzecznie polskie” oraz dostęp do morza. Na południu sytuacja była zmienna: na gruzach monarchii austro-węgierskiej powstało państwo czeskie, z którym podpisano porozumienie w sprawie Śląska Cieszyńskiego. Niepewna była natomiast przyszłość Słowaków – nigdy wcześniej nie posiadali bowiem własnego państwa, a w Pradze projektowano federację czesko-słowacką. Natomiast na wschodzie, na terenach Litwy i Białorusi, jeszcze przez kilka miesięcy miały stacjonować okupacyjne wojska niemieckie, których obecność zapewniała tam względny spokój.

      Jesienią 1918 roku wojna o granice trwała jedynie na południowym wschodzie, ale na szczęcie dla Polski Ukraińcy nie potrafili się zjednoczyć. Ich państwo powstało wprawdzie wcześniej, niż odrodziła się Rzeczypospolita, zorganizowano nawet ćwierćmilionową armię, ale kraj ten stał się areną krwawej wojny domowej, która zamieniła go w ruinę. O władzę walczyło tam kilka rządów, dzięki czemu Polacy mogli stawić czoła podzielonemu i skłóconemu wewnętrznie przeciwnikowi. Lwów atakowały siły Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej, a Wołyń – Ukraińskiej Republiki Ludowej.

      Główną odsiecz dla Lwowa organizowano w Krakowie. Przyczyny takiej decyzji były pragmatyczne – z Krakowa do Lwowa prowadziły dobrej jakości drogi i szlaki kolejowe, gdyż przez ponad stulecie oba miasta znajdowały się w granicach jednego państwa. Lublin natomiast był oddzielony od Lwowa dawną granicą rosyjsko-austriacką, co znacznie utrudniało komunikację. Dlatego też z Lublina można było wykonać wyłącznie pomocnicze uderzenie na Lwów i powstrzymywać Ukraińców na Wołyniu. Takie też zadanie otrzymał właśnie Edward Śmigły-Rydz.

      17 listopada 1918 roku Piłsudski formalnie mianował go dowódcą lubelskiego Okręgu Generalnego, a cztery dni później wreszcie zatwierdził jego stopień generalski (jednocześnie awans dostał Kazimierz Sosnkowski). Nowa funkcja nakładała na „Śmigłego” zupełnie inne obowiązki niż dotychczas. Podczas wojny walczył na froncie i sprawdził się tam najlepiej z grona dowódców legionowych, potem przeszedł do konspiracji. Natomiast dowodzenie Okręgiem Generalnym oznaczało zwierzchnictwo nad administracją terenową wojska, a także organizację nowych formacji. Warto też zauważyć, że tylko jeden z pięciu powstałych wówczas okręgów miał prowadzić działania wojenne na terenie bezpośrednio sobie podległym – właśnie ten podporządkowany „Śmigłemu”. Piłsudski nigdy nie dokonywał nominacji bez głębszego uzasadnienia, najwyraźniej doceniał zarówno frontowe, jak i organizacyjne talenty nowo mianowanego generała.

      Nie zawiódł się, „Śmigłemu” udało się zorganizować kilkanaście batalionów piechoty oraz kilka baterii artylerii (jedną z nich dowodził późniejszy minister spraw zagranicznych Józef Beck), które zostały skierowane na odsiecz Lwowa.

      W dodatku, gdy tuż przed Bożym Narodzeniem na grypę hiszpankę zapadł dowódca warszawskiego Okręgu Generalnego Kazimierz Sosnkowski, „Śmigły” czasowo przejął jego obowiązki. Z tego powodu przez ponad miesiąc podróżował pomiędzy Lublinem a stolicą, przygotowując jednocześnie operację wymierzoną w zagrażające Lubelszczyźnie wojska Ukraińskiej Republiki Ludowej.

      Starcia zbrojne na Wołyniu w niewielkim stopniu przypominały klasyczne wyobrażenia o współczesnej wojnie. Działania toczyły się na olbrzymim terenie, używano stosunkowo niewielkich sił. „Śmigły” dysponował zaledwie 5 tysiącami żołnierzy (Wołyńska Grupa Operacyjna), ale przewagę dawało mu posiadanie kilku samolotów. Dzięki rozpoznaniu lotniczemu mógł szachować wroga patrolami kawalerii, skupiając całość sił na pojedynczych akcjach.

      Udało mu się ustabilizować sytuację, po czym zaatakował przeciwnika na południu. Oddziały „Śmigłego” weszły na tyły przeciwnika, odcinając mu dostęp do zaplecza, dzięki czemu pod koniec stycznia wyzwolono Włodzimierz Wołyński. Następnie opanowano Kowel, by wreszcie dotrzeć do nieprzebytych o tej porze roku bagien Polesia. Zdobyto wiele zapasów i sprzętu wojennego, ponoszono jednak też poważne straty. W Torczynie, pomiędzy Włodzimierzem Wołyńskim a Łuckiem, zginął legendarny pułkownik Lis-Kula, dawny lokator Marty Thomas-Zaleskiej. Miał zaledwie 23 lata, ale był już znakomitym żołnierzem i dowódcą.

      I chociaż walki przeciwko Ukraińcom miały jeszcze trwać przez kilka tygodni, czasem przybierając dramatyczny przebieg, losy wojny były już rozstrzygnięte. Na początku kwietnia „Śmigły” został odwołany ze stanowiska – skierowano go bowiem do znacznie ważniejszych zadań.

      Wilno po raz pierwszy

      Niestety, wojna z Ukraińcami zapoczątkowała ciąg konfliktów zbrojnych z niemal wszystkimi sąsiadami odradzającego się państwa – władze w Warszawie nie miały zresztą wyboru. Czesi dążyli do aneksji całego Śląska Cieszyńskiego,