Katy Regnery

Nigdy nie pozwolę ci odejść


Скачать книгу

skończyła osiemnaście lat, wychowywały ponad czworo dzieci, a opieką nad najmłodszymi zajmowały się starsze dziewczęta, takie jak Griselda. Nigdy jej to nie przeszkadzało. Współczuła dzieciom, które trafiały do rodzin zastępczych w wieku czterech lub pięciu lat, dzieciom, które nie miały dobrych wspomnień. Pod tym względem były do niej bardzo podobne.

      Zamknęła zmywarkę i włączyła ją, przetarła blat kuchenny papierowym ręcznikiem, po czym odwróciła się w stronę szefowej. Zauważyła, że kawa kobiety była już do połowy wypita, więc złapała ciepły dzbanek i dolała więcej.

      – Dziękuję. – Spojrzała na nią nieobecnie znad Washington Post i uśmiechnęła się, a następnie wróciła do czytania gazety.

      Sabrina McClellan miała trzydzieści trzy lata. Choć była starsza od Griseldy tylko o dziesięć lat, ich życia bardzo się od siebie różniły. Córka inwestora wysokiego ryzyka, zabitego w latach dziewięćdziesiątych, Sabrina Bell, uczęszczała na ekskluzywną uczelnię w Newport, gdzie spotkała swojego męża, Roystona McClellana – nadętego studenta prawa, uczącego się na Uniwersytecie Browna. Wzięli ślub zaraz po studiach, ale czekali z założeniem rodziny, aż Roy zostanie wybrany do senatu. Mała Prudence miała teraz cztery lata.

      Sabrina trzy dni w tygodniu pracowała w organizacji charytatywnej Nannies on Ninth, która zajmowała się młodzieżą z domów zastępczych. Właśnie tak się spotkały. Trzecia matka z rodziny zastępczej Griseldy, nie będąca ani najlepszą, ani najgorszą ze wszystkich, które się nią opiekowały, pewnego razu bezceremonialnie oznajmiła, że Gris była jedynym dzieckiem, które traktowało opiekę nad młodszymi poważnie. Ponieważ rzadko słyszała jakiekolwiek komplementy, Griselda wzięła sobie te słowa do serca. W ten sposób, jak tylko skończyła liceum, dzięki rekomendacji psychologa szkolnego trafiła do Nannies on Ninth.

      Nigdy nie zapomni przejścia przez jasną witrynę z wydzieloną strefą dla dzieci, by miały czym się zająć, kiedy ich matki wypełniały wnioski, poszukując opiekunki dla pociech. Tego dnia Griselda była bardzo zestresowana. Wydała skromne oszczędności na kupno prostej, niebieskiej spódnicy oraz białej bluzki, takich jak te, które nosiły kobiety biznesu w telewizji. Włosy spięła w prosty kok, mając nadzieję, że wygląda na starszą, niż w rzeczywistości jest.

      Jej wysiłek nie poszedł na marne. Sabrina McClellan, będąca wtedy w ósmym miesiącu ciąży, zatrudniła ją tego dnia i zapłaciła za pomoc w urządzeniu pokoju dziecinnego, wypraniu dziecięcych ubranek, a także załatwianiu wszystkich spraw, aż Prudence Anna, najpiękniejsze dziecko, jakie kiedykolwiek widziała, przyszła na świat.

      Griselda pracowała dla rodziny McClellan od czterech lat, a Prudence zajmowała największą część jej poszarpanego serca spośród wszystkich ludzi.

      – Zastanawiałaś się nad tymi kursami, o których rozmawiałyśmy? – zapytała pani McClellan, nadal wpatrując się w gazetę.

      Odkąd pewnego wieczoru usłyszała, jak Griselda opowiada małej Prudence bajkę na dobranoc, stwierdziła, że może mieć talent do pisania powieści i zapytała ją, czy kiedykolwiek rozważała pójście na studia.

      – Nigdy nie słyszałam tej historii – powiedziała do Gris, a jej oczy były przepełnione zachwytem, gdy dziewczyna zamknęła drzwi do pokoju i wyszła na korytarz. – Była cudowna! Kto ją napisał?

      – Och. – Westchnęła dziewczyna, rumieniąc się. – N-nikt jej nie napisał. Lubię czasem wymyślać różne historie dla Pru.

      – Cóż, była wspaniała – radośnie stwierdziła pani McClellan, przechylając głowę. – Masz talent.

      Parę dni później, w piątkowy wieczór, kiedy Gris przygotowywała się do wyjścia, szefowa zatrzymała ją w korytarzu, w jednej ręce trzymając żółtą kopertę, a lampkę czerwonego wina w drugiej.

      – Wiesz, że w samej stolicy jest ponad dwadzieścia uniwersytetów i szkół pomaturalnych?

      – Nie, proszę pani – odpowiedziała Griselda, zastanawiając się, czy Jonah już na nią czekał. To, że kazała mu na siebie czekać, sprawiało jej przyjemność, mimo że jego to denerwowało i oznaczało, że złapie ją mocno za ramię oraz zbyt mocno pocałuje. Była to uczciwa cena za mały sukces w postaci zirytowania go.

      Pani McClellan wręczyła jej kopertę. Griselda zajrzała do środka. Ze zdziwieniem zobaczyła w niej broszury z wyższych uczelni.

      – Wiele z nich oferuje kursy dla obiecujących pisarzy. – Uśmiechnęła się i figlarnie wzruszyła ramionami. – Zrobisz to dla mnie i przejrzysz je?

      Griselda stłumiła uczucie dumy, jakie odczuła dzięki temu komplementowi. Pójście na studia nie było tylko luksusem, na który nie mogła sobie pozwolić. Nie miała również szansy na dostanie się, ponieważ uczelnie nie ustawiały się w kolejce, by przyjąć takich kandydatów jak ona.

      – To bardzo miłe z pani strony, ale nie stać mnie na…

      – Są też stypendia – wtrąciła pani McClellan, po czym machnęła lekceważąco ręką i napiła się wina. – Przeczytaj je, a potem porozmawiamy, dobrze?

      – Dobrze – zgodziła się, pośpiesznie owijając szalik wokół szyi. Chciała jak najszybciej spotkać się z Jonahem, zanim zacznie na nią trąbić.

      Było to sześć miesięcy temu i mimo że wiele razy marzyła o studiach, nie przeczytała broszur. Oszczędzała pieniądze na inny cel. Na coś bardzo ważnego i niepodlegającego dyskusji. Musiała pracować, a uczelnia pożerałaby jej czas przeznaczony na pracę. Praca oznaczała pieniądze, a pieniądze były jej potrzebne na jedyną szansę odkupienia. Plan był prosty, a odstępstwa od niego nie do pomyślenia.

      Zastanawiałaś się nad tymi kursami, o których rozmawiałyśmy?

      – Nie, proszę pani – odpowiedziała, obawiając się dezaprobaty ze strony szefowej.

      – Słyszałam, jak opowiadałaś wczoraj kolejną historię Pru. Naprawdę uważam, że masz talent, Zeldo.

      – Dziękuję, pani McClellan.

      – Rozważysz moją propozycję? – zapytała kobieta z lekkim uśmiechem. Griselda kiwnęła głową, zastanawiając się, jak by to było pójść na studia, nauczyć się pisać opowiadania na komputerze, może nawet pewnego dnia zacząć z tego żyć.

      Szybko pozbyła się swoich przepełnionych nadzieją myśli, przemieniając je w zimną dawkę rzeczywistości. Miała plan i nie obejmował on edukacji.

      Praca, pieniądze, odkupienie.

      – Wychodzę – poinformowała pani McClellan, zarzucając kurtkę na strój do ćwiczeń i zabierając torebkę z blatu kuchennego. – Będę na siłowni, później w klubie na lunchu, a po południu zatrzymam się na kilka godzin w N-on-N. Wrócę o siedemnastej. Pranie Pru jest gotowe do złożenia. Kupiłam gruyère, więc możesz zrobić jej opiekany ser. Żadnej telewizji, Zeldo, ogląda jej stanowczo za dużo. Zadzwoń, jeżeli będziesz mnie potrzebowała.

      – Miłego dnia, pani McClellan.

      – Tobie też!

      Jak tylko drzwi się zamknęły, Griselda oparła się o ladę i przymknęła oczy, delektując się ciszą. Po chwili nalała sobie filiżankę kawy, zahaczyła elektroniczną nianię o pasek spodni i wyszła na zewnątrz do małego, pięknego patio za domem. Miała szczęście, że Prudence spała jeszcze w ciągu dnia i pomimo że Gris powinna właśnie składać pranie, pozwoliła sobie na moment refleksji.

      Istniał jednak pewien problem związany z pogrążeniem się w cichej zadumie. Jej umysł od razu zaczął przywoływać nieprzyjemną myśl – to, że Jonah kazał jej ukraść coś, co należy