Katy Regnery

Nigdy nie pozwolę ci odejść


Скачать книгу

ci pytanie.

      – Jestem po prostu zmęczona. – Westchnęła, spoglądając w jego nieprzyjazne, zielone oczy. Uderzyłby ją, gdyby nie powiedziała mu tego, co chciał usłyszeć. Nie miała dziś ochoty na dodatkowy ból, biorąc pod uwagę to, że wyjazd do Wirginii Zachodniej był wystarczająco bolesny. – N-nie mogę doczekać się jutra.

      – Tak już lepiej. – Kiwnął głową, uśmiechnął się i rozluźnił uścisk. – Lepiej się już czuję. A ty nie czujesz się lepiej?

      Skinęła głową, zmuszając usta do uśmiechu.

      Jonah sięgnął do paska od spodni. Odgłos odpinanej sprzączki zawsze mroził jej krew w żyłach.

      – Jesteś taka piękna, kochanie. To, co powiedziałem wcześniej, to komplement. Jesteś najlepsza, słonko. Naprawdę. Najlepsza. Może byś…

      Zrobiło jej się niedobrze. Na szczęście nagle zadzwonił telefon. Jonah krzywiąc się, zapiął rozporek i wyciągnął komórkę z tylnej kieszeni. Kiedy zerknął na ekran, jego twarz błyskawicznie się rozpogodziła.

      – Shawn! Jesteśmy na jutro umówieni, sukinsynu?

      Griselda patrzyła, jak Jonah wychodzi z pokoju, nie spoglądając na nią. Wzięła głęboki oddech i położyła się na łóżku. Łzy zbierały się jej w oczach, gdy wpatrywała się w przymocowany do sufitu wiatrak.

***

      – Słonko, przepraszam, jeśli cię zdenerwowałem. Nie powinienem być tak surowy dla ciebie.

      Griselda otworzyła oczy i z zaskoczeniem zauważyła, że znajduje się w łóżku, pod kołdrą. Telewizor był wyłączony, a światła zgaszone. Zasnęła podczas wpatrywania się w wiatrak, a Jonah położył ją do łóżka. Teraz trzymał ją delikatnie od tyłu, czule szepcząc do jej ucha.

      – Szaleję na twoim punkcie, Zelda. Czasami myślę, że umarłbym bez ciebie.

      Skoncentrowała całą uwagę na tym, jak ją przytula, starając się wyrzucić jego głos i słowa ze swoich uszu.

      – Nie chcesz jechać do Wirginii Zachodniej, kochanie? Byłaś tam wcześniej?

      Z trudem przełknęła ślinę. Znów śniła o Holdenie, wierzgając nogami pod pościelą. Prawie czuła między palcami suchą ziemię Wirginii Zachodniej. Przyglądali się sarnie i małej sarence w cętki. Je-je-jest bardzo ładna, co nie, Gris?

      Szumiało jej w głowie, zacisnęła powieki. Będzie dobrze.

      – Jestem cholernie napalony – mruczał Jonah, a jego penis błyskawicznie stał się twardy. – Pragnę cię.

      – Nie powinniśmy się wyspać?

      – To zajmie tylko chwilę.

      Zsunął z niej majtki na tyle, by mieć dobry dostęp, popchnął ją lekko do przodu, złapał za biodra i wszedł od tyłu w jej nieprzygotowane wnętrze, bez pozwolenia ani ostrzeżenia. Zacisnęła zęby i zamknęła oczy, kiedy stękał przy każdym pchnięciu, mocno trzymając dłonie na jej skórze. Po kilku minutach jęknął, jego czoło opadło na jej kark, a palce rozluźniły się. Czuła, jak w niej doszedł, pulsujący, ciepły i mokry, a na końcu wyszeptał:

      – Świetnie. Świetnie. Świetnie, Zelda.

      Wyszedł z niej, obrócił się na plecy i po chwili zaczął chrapać.

      Nie odpowiedziałam ci – powiedziała do siebie w myślach. Jego sperma wypływała z niej na pościel, gdy obracała się na plecy.

      Nie, nie chcę jechać do Wirginii Zachodniej.

      Tak, byłam tam wcześniej.

4 lipca 2001 roku

      

      Pan Fillman zatrzymał się na polu namiotowym Yogi Bear. Nie zarezerwowali miejsca wcześniej, więc nie było żadnego wolnego. Parkingowa powiedziała im, że kawałek dalej znajduje się stanowy plac kempingowy.

      – Nie aż tak przyjemny – oznajmiła, patrząc na ich zardzewiały, stary samochód i pociągając nosem, jakby w powietrzu coś śmierdziało – ale mogą mieć wolne miejsce.

      „Kawałek dalej” okazał się wyprawą na kilka kilometrów, w towarzystwie gorącego powietrza i dymu z papierosów pani Fillman, który unosił się nad tylnym siedzeniem. Minęli rynek, gdzie zobaczyli billboard informujący o Shenandoah Camp-It, znajdującym się dwa kilometry od miasta.

      Griseldę ogarnął smutek, ponieważ zdała sobie sprawę, że gdy dojadą do placu, wysiądą z pojazdu, a tym samym Holden nie będzie już tak blisko niej. Przez chwilę czuła żal, ale potem spróbowała poprawić sobie nastrój. Fillmanowie byli pierwszą rodziną zastępczą, która zabrała ją na jakąkolwiek wycieczkę. Oczywiście, że na lunch będą kanapki ze starą kiełbasą i serem, zapakowane rano przez Marisol, ale zjedzą je w nowym miejscu. I pomimo że Griselda nie potrafiła pływać, wyobrażała sobie czystą, chłodną wodę otaczającą jej stopy, łydki i uda. Miała na sobie żółtą sukienkę w kratę, a pod nią różowy jednoczęściowy strój kąpielowy, który pani Fillman znalazła w kupce zostawionych przez jej poprzednich podopiecznych ubrań. Dziś strój należał do małej Gris.

      Pan Fillman zatrzymał się na parkingu, a dziewczynka wyjrzała przez okno od strony Holdena. Na placu znajdowało się sporo samochodów ściśniętych na miejscach parkingowych, a na zielonym pasku trawy nad rzeką siedzieli rodzice z dziećmi w strojach kąpielowych. Griselda zauważyła dziwnego psa na smyczy. Głośna rockowa muzyka dudniła z samochodowych głośników, a w powietrzu unosił się zapach hot-dogów z grilla. Poczuła nieznany jej dotąd wybuch nadziei. Wszystko wokół wyglądało jak przyjęcie, coś całkowicie normalnego i radosnego… Griselda nie mogła powstrzymać pełnego wyczekiwania uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy.

      Nadal pochylając się nad Holdenem, poczuła na sobie jego wzrok, dlatego odwróciła się i spojrzała na niego. Nie patrzył na parking, rodziny czy dzieci biegające z jaskrawymi kółkami do pływania. Spoglądał na nią i uśmiechał się tym swoim dziwnym uśmiechem, który zaczynał się jej podobać.

      Zachichotała, a następnie wyszeptała:

      – Wygląda zabawnie!

      Jego uśmiech powiększył się, ale chłopiec nic nie odpowiedział. Kiwnął tylko głową.

      – Przez całe popołudnie będę pracowała nad swoją opalenizną – powiedziała Marisol, głośno wzdychając.

      – Najpierw pomożesz mi przygotować lunch – nakazała pani Fillman, gasząc papierosa w samochodowej popielniczce, z której wysypywały się już niedopałki i popiół.

      – Dlaczego Billy nie może pomóc? – jęknęła Marisol. – Albo dzieciaki?

      Pani Fillman odwróciła się i groźne spojrzała na nią.

      – Po pierwsze, nie pyskuj. Po drugie, najstarsza dziewczyna pomaga przy posiłkach. Takie są zasady.

      Marisol spuściła wzrok, mamrocząc pod nosem „dobra”, a Billy chichotał tuż obok niej.

      – Myślę, że to ja popracuję nad opalenizną – oznajmił, wbijając Marisol łokieć w bok.

      – Och, Billy – rzekła pani Fillman. – Opalenizna sprawi, że będziesz jeszcze przystojniejszy.

      Griselda zauważyła w lusterku wstecznym, jak wzrok pani Fillman złagodniał, gdy patrzyła na Billy’ego. Potem dziewczynka spojrzała na Marisol i spuściła wzrok na swoje kolana. Następnie przez chwilę przyglądała się Billy’emu. Jego nozdrza były poszerzone, a usta zaciśnięte.

      – Billy