Katy Regnery

Nigdy nie pozwolę ci odejść


Скачать книгу

nimi spocone dłonie, obiecała sobie, że nigdy więcej na niego nie spojrzy.

      Odsunął ramię lekko do tyłu, aż poczuł, że opiera się o siedzenie i dotyka jej ramienia. Griselda nie chciała zabierać swojej ręki przez miliony, a nawet miliardy lat. Jego delikatny dotyk był zbyt przyjemny. Jej serce bębniło z wdzięczności. Ścisnęła mocniej dłonie między nogami.

      Patrząc przed siebie przez okno, zobaczyła wielki, niebiesko-zielono-żółty znak, na którym widniał napis: „Witamy w Wirginii Zachodniej”.

      Rozdział 2

      – Ostrożnie, kochanie – zawołała, siedząc na ławce i obserwując, jak Prudence wspina się na zjeżdżalnię. Maya, najlepsza przyjaciółka Griseldy, siedziała obok niej, podczas gdy jej podopieczny, Niall, dotrzymywał towarzystwa małej dziewczynce.

      – Dobrze, Zeldo – powiedziała Prudence. Uśmiechnęła się do niej szeroko, pokazując przy tym przerwę między zębami, i dalej kontynuowała wspinaczkę.

      – Więc jedziesz do Wirginii Zachodniej? – zapytała Maya, marszcząc nos. – Nie rozumiem cię.

      – Co tu jest do rozumienia? Zorganizował wypad na weekend i chce, żebym z nim pojechała.

      – Ale ty nie chcesz jechać. Daj spokój, Z. Wirginia Zachodnia? Dlaczego akurat tam?

      Griselda westchnęła.

      – Nie mam za wiele do powiedzenia w tej sprawie. Tak czy siak, będzie dobrze.

      – Dobrze. Jak ty uwielbiasz to słowo. Pamiętaj, znam cię, moja droga. Znamy się już od dłuższego czasu.

      Oprócz tego, że mieszkała z Mają przez półtora roku w jednym z domów zastępczych, chodziły również do tej samej klasy w liceum, od początku aż do ukończenia szkoły, co zdarzało się rzadko w przypadku dzieci z rodzin zastępczych. Często zmieniały domy, a co za tym idzie, również szkoły, lecz Griselda została przeniesiona do rodziny zastępczej w tym samym okręgu szkolnym. Z Mają przyjaźniła się prawie dekadę i była dla Griseldy namiastką rodziny, ale nawet ona nie wiedziała wszystkiego. Nikt nie wiedział wszystkiego, oprócz Holdena.

      – Znam cię, ale cię nie rozumiem – kontynuowała Maya, potrząsając burzą brązowych warkoczy, a kolorowe koraliki na końcówkach stukały o siebie.

      – Nie ma sensu robić problemów.

      – Chyba, że chcesz dostać w twarz.

      Griselda spojrzała na nią wzrokiem mówiącym: Zamknij się.

      – Myślisz, że nie widzę tych świeżych siniaków na twoim podbródku? Wiadomość z ostatniej chwili, Zelda… Nosisz długie rękawy w połowie czerwca. Cholera jasna, widziałam to już milion razy, począwszy od mojej matki. Nie rozumiem tylko, dlaczego na to pozwalasz.

      Ponieważ ktoś, kto zrobił to, co ja, nie zasługuje na dobre traktowanie.

      Griseldzie nie podobała się ta rozmowa; wiedziała, że najlepszym sposobem na skrócenie jej będzie milczenie.

      – Jesteś piękna, Z.

      Gris parsknęła głośno i, przewracając oczami, podniosła palce, wskazując bliznę na podbródku.

      – Nie wspominając o tym, że jesteś nadziana – kontynuowała przyjaciółka, nawiązując do tajnej skrytki Griseldy. – Wynajmij własne mieszkanie. Powiedz Jonahowi, żeby się odwalił. Znajdź kogoś, kto będzie cię dobrze traktował.

      Nie mam prawa żyć dobrze, dopóki nie będę pewna, że Holden również tak żyje.

      Odchrząknęła.

      – Nie ruszam tych pieniędzy, wiesz o tym.

      – Tak, ale nie wiem dlaczego. Po co zbierasz te pieniądze, jeżeli nie po to, by poprawić standard swojego życia?

      Poprawić standard życia? Teoretycznie, istniało wiele sposobów, aby sprawić, że jej życie stanie się lepsze, ale tylko trzy z nich były ważne: znaleźć Holdena, pomóc mu i znowu z nim być.

      Griselda zarabiała u McClellanów sześćset czterdzieści dolarów tygodniowo, co dawało ponad trzydzieści trzy tysiące dolarów rocznie, z czego sześć tysięcy na podatki trafiało z powrotem do wujka Sama. Zostawało jej więc rocznie ponad dwadzieścia jeden tysięcy dolarów na życie oraz około pięć i pół tysiąca na konto oszczędnościowe dla Holdena. W pierwszym roku wydała kilka tysięcy dolarów na prywatnego detektywa, lecz pieniądze szybko się skończyły, a detektyw wypadł z biznesu kilka miesięcy po tym, jak Griselda wręczyła mu czek. Detektyw nie zdobył zbyt wielu informacji, jednak dowiedział się, że mężczyzna, który ich przetrzymywał, Caleb Foster, urodził się w 1961 roku. Gdy porwał Griseldę i Holdena, miał czterdzieści lat i był ostatnim żyjącym członkiem swojej rodziny, przeżywając rodziców, młodszego brata oraz siostrę; oboje zginęli w wypadku w latach siedemdziesiątych.

      Mimo wysiłków włożonych przez nią w zdobycie informacji o Calebie Fosterze w internecie w Laurel Public Library, nigdy nie udało jej się znaleźć nic więcej. Kiedy wpisywała w wyszukiwarkę Google jego nazwisko, pojawiało się tysiące wyników, ale żaden z nich nie zgadzał się z cząstkami informacji, które posiadała na jego temat. A gdy wyszukiwała „Holdena Crofta”, nie znalazła niczego poza wiadomościami o ich porwaniu. Żadnych trafień. Ani jednego. To wszystko sprawiało, że jej rozpacz była jeszcze intensywniejsza i bardziej bolesna, ponieważ zastanawiała się wtedy, czy Holden nie był martwy. Myślała nad tym, jak zmarł i kiedy. Czy był przerażony? Samotny? Czy myślał o niej w ostatnich chwilach swojego życia?

      Bycie pełną nadziei, że Holden żyje, okazało się najbardziej bolesnym i wykańczającym wyzwaniem, jakiemu Griselda musiała stawić czoło w swoim żałosnym życiu. Ale nie mogła – nie chciała – się poddać, dopóki nie upewni się, że on nie żyje. Do tego czasu będzie go szukała; była mu to winna, ponieważ pewnego cudownego i jednocześnie tragicznego dnia kochałaby go, a on odwzajemniłby jej uczucia.

      Internetowe poszukiwania doprowadziły ją do Browne & Castle Agency w Nowym Jorku, jednej z najlepszych agencji prywatnych detektywów w kraju. Zamiast dalej wyrzucać pieniądze na oszustów, postanowiła skorzystać z ich usług, kiedy tylko będzie mogła. Czy istniał jakiś haczyk? Zaliczka wynosiła pięć tysięcy dolarów z góry, ale koszty za godzinę wynosiły od czterdziestu do stu dolarów. Jeśli Caleb Foster woził Holdena po całym kraju, znalezienie ich zajęłoby tygodnie lub miesiące. Griselda obliczyła, że będzie potrzebowała około dwudziestu tysięcy dolarów, zanim skorzysta z ich usług. Teraz brakowało jej pięciu tysięcy. Więc pracowała. I czekała. I miała nadzieję, że w następnym roku uzbiera wystarczającą ilość pieniędzy, by odnaleźć Holdena, pomóc mu i wydać pozostałe pieniądze, żeby wynagrodzić mu to, że go zostawiła… albo chociaż dowiedzieć się, co się z nim dzieje.

      Dawanie Jonahowi od czasu do czasu stu dolarów łamało jej serce, ponieważ każdy oddany grosz sprawiał, że oddalała się od możliwości odnalezienia Holdena, jedynego człowieka, którego znała, i który – bez cienia wątpliwości – kiedykolwiek naprawdę ją kochał.

      Wzięła głęboki oddech i spojrzała z ukosa na Maję, czekającą na odpowiedź.

      – Kochana, nie twój cyrk…

      – …nie moje małpy – dokończyła Maya, cytując ich matkę z rodziny zastępczej, Kendrę, u której mieszkały przez ostatnie dwa lata liceum. – Cholera, uwielbiała to mówić.

      – Prawda.

      – Zasługujesz na kogoś wiele lepszego niż Jonah.

      Nie, myślała Griselda. Nie, nie zasługuję.

      – Dlaczego,