z kolacji, podczas której mężczyźni rozmawiali o interesach, a kobiety milczały. Co chwilę zerkałam na pierścionek, który wydawał się za ciężki i za duży, a przede wszystkim zbyt ostentacyjny. Luca oznaczył nim swoją własność.
Po kolacji mężczyźni przeszli do salonu, aby napić się i zapalić, a także kontynuować rozmowy rozpoczęte przy stole. Wróciłam do swojego pokoju, ale nie mogłam zasnąć, więc włożyłam na piżamę szlafrok i podkradłam się na dół. Chyba na chwilę postradałam zmysły, ponieważ weszłam na korytarz i ruszyłam w stronę przejścia prowadzącego do drzwi ukrytych w ścianie salonu. Dziadek uznał sekretną drogę ucieczki z gabinetu i salonu z kominkiem za konieczną ze względu na odbywające się tam spotkania mężczyzn z mojej rodziny. Zastanawiałam się, czy pomyślał, co stałoby się z kobietami, gdyby mężczyźni uciekli tajemnym korytarzem?
Przy drzwiach dostrzegałam Giannę, która najwyraźniej podglądała zgromadzonych w salonie przez otwory znajdujące się w zamaskowanych drzwiach. No jasne, mogłam się tego spodziewać. Gdy mnie usłyszała, obróciła się gwałtownie, szeroko otwierając oczy, jednak na mój widok na jej twarz powrócił wyraz spokoju.
– Co tam się dzieje? – zapytałam ledwie słyszalnym szeptem, bo obawiałam się, że ktoś mógłby nas usłyszeć.
Siostra przesunęła się, abym mogła zajrzeć przez jeden z otworów.
– Prawie wszyscy już poszli. Ojciec i Cavallaro muszą jeszcze coś omówić z Salvatore Vitiellem. Został tam tylko Luca ze swoim orszakiem.
Zamknęłam jedno oko, by lepiej widzieć przez otwór, z którego dostrzegłam fotele przy kominku. Luca opierał się o marmurowy gzyms, nogi miał skrzyżowane w kostkach, a w ręku trzymał szklaneczkę szkockiej whisky. Na fotelu obok niego siedział Matteo z szeroko rozstawionymi nogami i drapieżnym uśmieszkiem na twarzy. Cesare i drugi ochroniarz – na którego wołali Romero – rozsiedli się w pozostałych fotelach. Romero wyglądał, jakby był mniej więcej w tym samym wieku co Matteo, czyli na osiemnaście lat. Według standardów społecznych ledwie uchodzili za mężczyzn, jednak nasz świat rządził się własnymi prawami.
– Mogło być gorzej – skomentował Matteo, szeroko się uśmiechając. Może nie sprawiał wrażenia równie niebezpiecznego jak Luca, ale coś w jego oczach sprawiało, że miałam wrażenie, że po prostu lepiej to ukrywa. – Mogła okazać się brzydulą. Ale, jasna cholera, twoja malutka narzeczona to prawdziwe dzieło sztuki. Ta sukienka. To ciało. Te włosy i ta twarz. – Matteo gwizdnął. Wyglądało na to, że celowo prowokował brata.
ROZDZIAŁ TRZECI
Z moich ust wydobywała się para. Nawet gruby płaszcz nie chronił przed chicagowską zimą. Śnieg trzeszczał pod moimi nogami, gdy szłam za matką do ceglanego budynku, w którym znajdował się najbardziej ekskluzywny salon ślubny w tej części kraju. Umberto, jak zawsze, kroczył za nami niczym cień. Kolejny żołnierz ojca zamykał pochód, idąc za moimi siostrami.
Kiedy weszłyśmy do oświetlonego sklepu przez mosiężne drzwi obrotowe, od razu podbiegła do nas właścicielka oraz dwie sprzedawczynie.
– Wszystkiego najlepszego, panno Scuderi – powiedziała śpiewnie.
Zmusiłam się do uśmiechu. Powinnam świętować osiemnaste urodziny, ale zamiast tego musiałam martwić się nadchodzącym ślubem. Przyszłego męża nie widziałam od dnia, w którym uciął Raffaele palec. Wysyłał mi za to drogą biżuterię na kolejne urodziny, gwiazdkę, Walentynki oraz w rocznicę naszych zaręczyn, i do tego ograniczał się nasz kontakt przez ostatnie trzydzieści miesięcy. Widziałam w internecie zdjęcia, na których pojawiał się z innymi kobietami, ale kiedy do prasy dotrze informacja o naszych zaręczynach, nie będzie już mógł się z nimi pokazywać.
Nie spodziewałam się, że przestanie sypiać ze swoimi dziwkami. Poza tym miałam to gdzieś. Może, dopóki będzie miał inne kobiety, nie pomyśli o mnie w ten sposób.
– Czy dobrze mnie poinformowano? Do ślubu pozostało zaledwie pół roku? – zaszczebiotała kobieta. Była jedyną osobą, która okazywała z tego powodu ekscytację. Nie mogłam jednak jej się dziwić. W końcu miała dziś sporo zarobić. Ślub, przypieczętowujący unię między chicagowską i nowojorską mafią, musiał być okazały. Pieniądze nie grały roli.
Przytaknęłam. Od dnia, w którym zamienię jedną złotą klatkę na drugą, dzieliło mnie tylko sto sześćdziesiąt sześć dni. Mimo że Gianna nie wyraziła na głos swojej opinii, jej spojrzenie mówiło wszystko. Miała prawie siedemnaście lat i w końcu prawie nauczyła się trzymać język za zębami.
Właścicielka zaprowadziła nas do przymierzalni. Umberto i pozostali mężczyźni zostali za kurtyną, a Lily i Gianna opadły na białą pluszową kanapę, podczas gdy matka zaczęła przeglądać suknie ślubne na wieszakach. Stanęłam na środku pomieszczenia. Widok tego całego białego tiulu, jedwabiu, koronek i brokatu, a także myśl o tym, co te rzeczy reprezentowały, sprawił, że w moim gardle powstała gula. Niedługo miałam zostać mężatką. Ściany przymierzalni zdobiły cytaty o miłości, które wydawały mi się mało zabawnym żartem, biorąc pod uwagę okrutne realia mojego życia. Czymże była miłość, jeśli nie głupiutką mrzonką?
Czułam na sobie wzrok właścicielki salonu i jej asystentek, więc wyprostowałam plecy, zanim podeszłam do matki. Nikt nie mógł się dowiedzieć, że nie byłam szczęśliwą przyszłą panną młodą, a pionkiem w grze o władzę. W końcu wróciła do nas właścicielka salonu i pokazała nam najdroższe suknie.
– Jaka suknia spodobałaby się przyszłemu mężowi? – zapytała przymilnie.
– Najlepsza byłaby przezroczysta – wypaliła Gianna, na co matka spiorunowała ją wzrokiem. Spłonęłam rumieńcem, ale kobieta tylko się zaśmiała, jakby komentarz mojej siostry był zachwycająco zabawny.
– Takie atrakcje zarezerwowane są na noc poślubną, czyż nie? – Puściła do mnie oko.
Sięgnęłam po najdroższą suknię z kolekcji, brokatową z górą zdobioną perełkami i srebrzystymi nićmi, układającymi się w delikatny kwiecisty wzór. Suknia jak ze snu.
– To platynowe nici – oznajmiła kobieta, tłumacząc w ten sposób kosmiczną cenę. – Myślę, że panu młodemu spodoba się pani wybór.
Znała go zatem lepiej niż ja. Luca wciąż był dla mnie obcym człowiekiem.
Wesele miało się odbyć w ogromnym ogrodzie rezydencji Vitiellich w Hamptons. Przygotowania do uroczystości ruszyły pełną parą i choć nie zdążyłam jeszcze dotrzeć na miejsce, matka informowała mnie na bieżąco o postępach prac, nie, żebym o to prosiła.
Kiedy razem z rodziną przyjechałam do Nowego Jorku, zaszyłyśmy się z siostrami w naszym apartamencie w manhattańskim hotelu Mandarin Oriental. Salvatore Vitiello zaproponował, żebyśmy pięć dni dzielących nas od ślubu spędzili w jego rezydencji, ale ojciec mu odmówił. Po trzech latach niepewnej współpracy wciąż sobie nie ufali, co mnie cieszyło. Nie chciałam przestąpić progu tamtego domu, dopóki nie będę musiała.
Ojciec pozwolił mi dzielić apartament z Lily i Gianną, więc on i matka mieli oddzielny tylko dla siebie. Oczywiście przed każdą parą drzwi do naszego apartamentu koczował ochroniarz.
– Naprawdę musimy uczestniczyć w jutrzejszym przyjęciu zorganizowanym na cześć panny młodej? – zapytała Lily, siedząc na sofie i machając gołymi nogami, przerzuconymi przez oparcie. Matka ciągle powtarzała, że Nabokov musiał myśleć o Lilianie, gdy pisał Lolitę. Gianna prowokowała słowami, a Lily ciałem. Młodsza z sióstr skończyła w kwietniu czternaście lat i wykorzystywała swoje dopiero co pojawiające się krągłości, aby wkurzać wszystkich wokół. Wyglądała jak nastoletnia modelka Thylane Blondeau, z tym że Lily miała odrobinę jaśniejsze