Katarzyna Kielecka

Sedno życia


Скачать книгу

Mój syn! Widziałaś go. Nawet dziś rano.

      Oderwałam się od próby poruszenia wrednej nakrętki od pojemnika na wodę i popatrzyłam nieprzytomnie.

      – Powtórz, bo nie daję rady. Chyba mózg mi nie nadąża za uszami.

      Agata parsknęła śmiechem.

      – Stwierdziłaś, że Grześ to cholernik i w dodatku zakamieniały.

      – Idiotka! – Popukałam się palcem w czoło i wróciłam do walki o kawę. – Ekspres zakamieniały. Daj mi chwilę. Zaraz go pokonam.

      Zaparłam się z całej siły. Nagle syknęło, nakrętka wystrzeliła jak korek w sylwestra i zgodnie z szampańskim zwyczajem potłukła żarówkę w zapalonej kuchennej lampie. Armatni huk wstrząsnął całym Widzewem.

      Agata bez słowa dała za wygraną i dopiero kiedy posprzątałam bałagan, użyłam zmaltretowanego ekspresu i wypiłam pół kubka siekiery, wróciła do tematu.

      – Grześ uważa, że jesteś dziwna, bo nie umiesz się bawić. Postanowił cię tego nauczyć. Podobno dzielnie, acz z wielkimi oporami robiłaś w parku za wagonik.

      – No. Nie miałam wyboru. Darł się tak, że ludzie się za nami oglądali.

      – Myślisz, że zostawi to trwałe ślady na twojej psychice?

      – Niewykluczone. Zniszczyliśmy kawał trawnika.

      – Dzisiaj też zamierzacie ryć w śniegu? – pytała.

      – A skąd ja mogę wiedzieć, co on wymyśli? Ty powinnaś przeczuwać. To twoje wariackie geny.

      – Zdajesz sobie sprawę z tego, że masz wpływ na to, co będziecie robić?

      – Doprawdy? – rzuciłam z kpiną.

      – Tak – odpowiedziała Agata. – Wystarczy, że spróbujesz z nim rozmawiać jak z człowiekiem.

      Nie byłam przekonana, czy aby się ze mnie nie nabija. Około piętnastej weszłam do piekielnego przedszkolnego przedsionka z bohaterskim nastawieniem, że będę z Grzesiem rozmawiać. Wymyśliłam już nawet początek. Nie zawlokę go ani do cukierni, ani po kabanoska, tylko zwyczajnie spróbuję zapytać, na co ma ochotę. Jak człowieka. Bo to podobno jest człowiek. Więc niech mu tam.

      Przy wejściu stała znana mi już nauczycielka i od razu zaatakowała mnie tematem, który błąkał się po moich obu półkulach.

      – Czy mogłaby pani porozmawiać z Grzesiem?

      – Właśnie mam taki zamiar – powiedziałam z dumą, zastanawiając się, jak ona na to wpadła.

      – Skąd pani wie, w czym problem?

      – Jaki problem? Nie ma żadnego problemu. Jego matka twierdzi, że to też człowiek i idzie się z nim porozumieć.

      – Proszę pani… Oczywiście, że to człowiek i można się z nim porozumieć – sparafrazowała mnie z podziwu godnym spokojem jak ostatnią jełopę – ale nie pozwolę na to, żeby bił inne dzieci.

      Wlepiłam w nią zbaraniały wzrok zapewne średnio inteligentnie, więc poczuła się w obowiązku doprecyzować:

      – Szarpał dziś kolegę, a potem go popchnął. Sebek upadł i uderzył głową o krzesło. Stanowczo proszę o rozmowę z Grzesiem – zakończyła, lecz wkrótce, oceniając mnie widocznie nie najlepiej, dodała: – Albo przynajmniej proszę o przekazanie mojej prośby jego mamie.

      To mnie uruchomiło. Jakiej mamie? Nie ma potrzeby zawracać głowy Agacie! Powinna odpoczywać, a nie przejmować się głupotami. Spróbowałam przybrać myślący wyraz twarzy i spytałam, wreszcie do rzeczy, spokojnym głosem:

      – Czy tamtemu chłopcu coś się stało?

      – Wystraszył się i popłakał.

      – Dobrze, dziękuję za informację. Oczywiście porozmawiam z Grzesiem o tej sprawie.

      Odczekałam cierpliwie standardową akcję – ubieranie, toaleta i ponowne ubieranie – aż wreszcie wyszliśmy z dusznego piekła na rześki, zimowy świat.

      – Na co masz dziś ochotę? – spytałam zgodnie z planem. – Możemy iść na ciacho albo po kabanoska.

      – A po malowankę?

      – Jaką malowankę?

      – Z psami. Najbardziej bym chciał z Psiego patrolu. Znasz?

      – Nie.

      – To taka bajka. Mogę ci pokazać w domu. Moja ulubiona.

      Zastanowiłam się, co powinnam zrobić i jak na moim miejscu zachowałaby się Agata. Przypomniałam sobie, że przecież rozmawiam z człowiekiem, więc z pewnością damy radę ustalić logiczną kolejność wydarzeń.

      – Pójdziemy po tę malowankę i chętnie obejrzę z tobą bajkę, tylko najpierw musimy pogadać. Zapraszam do samochodu.

      Usiedliśmy w toyocie. Było względnie cicho i mróz nie urywał zadków. Kazałam chłopcu się umościć na przednim siedzeniu pasażera, bo przypływ geniuszu podsunął mi myśl, że tak będzie łatwiej o pomocny w porozumieniu kontakt wzrokowy. Mój rozmówca niespodziewanie uznał to za nobilitację. Zapunktowałam.

      – Dlaczego pobiłeś Sebka? – zaatakowałam, nie tracąc czasu.

      – Bo to głupek – padła odpowiedź.

      – Dlaczego tak uważasz?

      – Wnerwił mnie okropnie.

      To potrafiłam zrozumieć.

      – A wiesz, że nie wolno nikogo bić, nawet gdy cię mocno wnerwi?

      – Wiem.

      – Więc dlaczego to zrobiłeś?

      – Bo mnie wnerwił.

      W sumie jasna sprawa. Nawet mu się specjalnie nie dziwiłam. Odpowiedź była wyczerpująca. Zdarzało mi się działać podobnie, choć bez przemocy fizycznej.

      – Wiesz, mnie też ludzie czasem wnerwiają i też nie zawsze wytrzymuję.

      – Bijesz ich? – spytał z zaciekawieniem.

      – Bardzo się staram, żeby tego nie robić. Za to psioczę pod nosem.

      – Co to znaczy?

      – Gadam sobie coś w złości, żeby się uspokoić.

      – Dupa, dupa, dupa?

      Zaśmiałam się, niepewna, czy nie powinnam go skarcić.

      – No, dokładnie. Albo: cholera, cholera, cholera.

      Teraz i on się śmiał.

      – To pomaga?

      – Nie zawsze. Ale na pewno jest lepsze od bicia, bo nie robisz nikomu krzywdy.

      Spojrzał na mnie bezradnie i rozpłakał się, mówiąc:

      – Ja naprawdę nie chciałem mu zrobić krzywdy.

      – Wiem, Grzesiu… – powiedziałam i po raz pierwszy go przytuliłam.

      To było dla mnie niecodzienne i zupełnie zaskakujące doznanie. Zadziałałam odruchowo, w sumie nie zastanawiając się. Był ciepły, miękki i idealnie dopasował się do moich ramion. Czułam, jak jego jasne włosy delikatnie łaskoczą mnie w szyję i w brodę. Pachniały szamponem zmieszanym z przedszkolnym obiadem i chyba po prostu dzieckiem. Całe zdarzenie odebrałam jako wyjątkowo przyjemne. Nie przeszkadzało mi nawet to, że się przy tym łkaniu usmarkał.

      Utulonego chłopca poprosiłam, żeby przesiadł się do tyłu i zapiął pas. Ruszyłam