Katarzyna Kielecka

Sedno życia


Скачать книгу

Grześ. Tymczasem gdy w butelce widniało już dno, do drzwi wejściowych ktoś załomotał.

      Zamarłyśmy na ułamek sekundy, po czym wybuchnęłyśmy śmiechem.

      – Zobacz, Agata, jakiś dobry duch pewnie przyniósł nam nową flaszkę – wymamrotałam, gdy tarabaniła się niezgrabnie do przedpokoju, żeby wpuścić potencjalnego darczyńcę.

      Otworzyła i zbaraniała. W drzwiach stał mocno wkurzony Wojtek.

      – A… Agata? – zająknął się, jakby to on był na rauszu, jednak szybko się opanował. – Co wy wyprawiacie? – palnął i wtargnął do środka, nie pytając o zgodę.

      Ona zaś oparła się ciężko o ścianę i z udawaną złością zaczęła go obsobaczać:

      – Nie widzieliśmy się od lat i nagle przyłazisz tu bez butelki wina w garści? Wstyd, panie krawaciarzu!

      – Jesteście pijane? – spytał głupio, jakby nie było tego widać.

      – A jak? Zabronisz nam? Jesteśmy dorosłe! Obie! – krzyczałam z głębi mieszkania, nie mając zamiaru powiększać tłoku w ciasnym przedpokoju.

      – Gdzie wycyganiłeś mój adres? – dołożyła Agata.

      – Dostałem od jakiegoś dziecka – tłumaczył skonsternowany. Zaczął na zmianę przyglądać się jej i lustrować pokój. – Rozmawiałem z nim przez twój telefon – dodał, wskazując mnie oskarżycielsko palcem.

      Grześ, który najwyraźniej podsłuchiwał pod swoimi drzwiami, nagle zmaterializował się tuż przy intruzie i zasugerował niewinnym głosem:

      – Czy może pan im coś powiedzieć? Chyba zwariowały przez te teczki. – Machnął małą, zdradziecką ręką w kierunku dokumentów.

      Zamurowało nas. Tymczasem Wojtek bez słowa podszedł do stołu, capnął dokumenty i zaczął je studiować. Niby wiedziałam, że to nie jego sprawa – mogłam mu to nawet w każdej chwili wygarnąć – a jednak czułam się dziwnie winna. Dokładnie tak, jak wtedy, kiedy w szóstej klasie wychowawca przyłapał nas na paleniu fajek przy szkolnym boisku. Stałyśmy skruszone, w milczeniu, lekko się chwiejąc. Mały donosiciel także czekał bezdźwięcznie na to, aż gość zakończy lekturę.

      Po paru minutach Wojtek ogarnął wiedzę medyczną i zdołał ją zrozumieć. Odłożył dokumenty na stół, popatrzył w przestrzeń i dokonał trafnego oraz wyczerpującego podsumowania:

      – Kurwa mać!!!

      – Nie przy dziecku! – wrzasnęłyśmy jednocześnie.

      – Spoko – wymsknęło się zachwyconemu Grzesiowi. – Sebek mówi gorsze rzeczy.

      Przelotnie pomyślałam, że może trzeba zainteresować się, kim jest ów Sebek. Tymczasem Wojtek sprawdził, że butelka jest opróżniona, wybadał barek, wyraźnie ciesząc się, że zieje pustką, i zrobił nam po kubku kawy. Następnie, już całkowicie opanowany, podszedł pod drzwi i rzucił obojętnym tonem:

      – Jeśli jeszcze kiedyś ukryjesz przede mną coś takiego, to zwyczajnie cię spiorę.

      – Phi… – zaczęłam.

      Przerwał mi zdecydowanie, mówiąc tym razem do Agaty:

      – I ciebie przy okazji też. – Trzasnął drzwiami i zniknął.

      Zapadła cisza. Obie nieco zażenowane sytuacją trwałyśmy przez jakiś czas w przymulonym bezruchu. Miałam wrażenie większego obsobaczenia, niż gdyby na mnie nawrzeszczał. Moja przyjaciółka chyba też.

      – On jednak ma klasę. Pomijam prezencję. Dlaczego ja go w szkole nie poderwałam? – przerwała milczenie.

      – Bo miał pryszcze – podpowiedziałam zgodnie z prawdą.

      – No miał. Za to teraz… Trochę szkoda, mimo wszystko.

      Przypomniałyśmy sobie o Grzesiu. Mały zdrajca zerknął na nas groźnie i oświadczył:

      – No właśnie. Spokój ma być! Bo ja też was spiorę! – Odwrócił się w miejscu i zniknął za drzwiami swojego pokoju.

      Rozdział 8

      Jakiś czas później już po Wielkanocy niespodziewanie wpadł do mnie Wojtek. Od pamiętnego pijackiego wybryku widzieliśmy się po raz pierwszy bez asysty reszty rodziny.

      – Pamiętaj, że wtedy mówiłem poważnie – podkreślił jeszcze w progu.

      – Dobra, dobra – zakpiłam. – Kawy chcesz?

      – Zrób i siadaj, bo mamy do pogadania.

      Cholera. Co znowu? Przecież przyjęłam do wiadomości, że się przejął i że mam być grzeczna, a szkolenia odwalałam potulnie i bez szemrania, jak sobie życzył. Naprawdę nie miał się o co czepiać.

      – Mów. Byle szybko. Miejmy to za sobą.

      – Czego się jeżysz? Mam dla ciebie niespodziankę.

      – Nie cierpię niespodzianek.

      – A to pech – zaśmiał się. – Dla tej możesz zrobić wyjątek. Dostałaś misję specjalną.

      – Że co? – spytałam, stawiając przed nim kubek.

      – Daleko, daleko stąd… – zaczął.

      – Za górami, za lasami – podpowiedziałam.

      – No mniej więcej – zgodził się. – Teraz na serio. Jest jedna nasza placówka, całkiem mała, z najsłabszymi w kraju wynikami. Nawet nie to, że ludzie tam są do kitu, tylko nie ma kto wziąć ich za pysk i odpowiednio ustawić, zmotywować i udowodnić im, że potrafią. Ty możesz tego dokonać.

      Spodziewałam się czegoś takiego. Za długo było spokojnie. Z budzącą się we mnie rezerwą zapytałam:

      – Gdzie to jest?

      – Wiesz, jeśli się tego nie podejmiesz, ta placówka padnie.

      – Gdzie?

      – I ludzie stracą robotę.

      – Gdzie, do cholery?!

      – W Świnoujściu – oznajmił ze stoickim spokojem i po chwili złapał w panice książkę, którą w niego rzuciłam, bo akurat tylko ją miałam pod ręką.

      – Sfiksowałeś – oznajmiłam.

      – Dlaczego? Wiem, że to nie zbocza Zawratu, których się domagałaś, ale tam są pagórki i klify. Spodoba ci się. Lubisz, gdy jest wysoko.

      – Jasne. Prawie Karakorum.

      – I uratujesz kilka osób przed tułaczką na bezrobociu – mądrował, jakby na wszystko miał odpowiedź.

      – Może im to wyjdzie na zdrowie. Znajdą coś lepszego. Nadal uważam, że korporacja to zło.

      – Przyda ci się wyjazd.

      – W styczniu byłam w Kościelisku i to mi wystarczy.

      – Złapiesz dystans.

      – Mam dystans. Aż za duży.

      – Dasz Agacie trochę od siebie odpocząć, bo chyba nie umiesz już bez niej żyć. Uzależniłaś się – palnął wreszcie, wiedząc, że grzmotnie w sedno.

      I tu mnie miał. Cholera, przecież wiedziałam, chociaż starałam się o tym nie myśleć. W ogóle o wszystkim starałam się myśleć jak najmniej. Spojrzałam na niego z mordem w oczach i stwierdziłam z rezygnacją:

      – Poddaję się.

      – Brawo –