w firmie ochroniarskiej. Robię 24 godziny, a potem 48 mam wolne. To jest pilnowanie magazynów dużych firm logistycznych, wydaję przepustki kierowcom TIR-ów. Dojeżdżam pod Warszawę, bo nic nie znalazłam bliżej. Jeździmy we czworo, składamy się na paliwo. Ochraniam też koncerty zespołów discopolowych. Na imprezach masowych bywa różnie, ale nie uważam, aby to była jakaś szczególnie niebezpieczna praca.
Synek ma jedenaście lat. Urodziłam dziecko, kiedy miałam dwadzieścia, więc nauka nie wchodziła w grę. Teraz zarabiam poniżej dwóch tysięcy. Mam umowę-zlecenie i nie chciałabym mieć o pracę, bo wtedy zarabiałabym jeszcze mniej. Jak jadę do pracy, to mama się nim zajmuje, bo razem mieszkamy. Bardzo mi pomaga, choć sama łatwo nie ma – tata umarł, ona jest na rencie KRUS-owskiej, a to nie jest rewelacja jak w ZUS-ie. Mieć koło dwóch tysięcy, a 700–800 złotych – jest różnica, nie?
Jestem za PiS-em, bo PiS dużo robi dla wsi, choćby 500 plus. Jak się skończy, to dobre i to, co dotychczas dali. W mieście jest mniej rodzin, które potrzebują takiej pomocy. Choćby do pracy masz blisko, możesz sobie podjechać czerwoniakiem, a tu musisz jechać jakieś 30–40 kilometrów.
Dobrze, że moje najlepsze przyjaciółki mieszkają niedaleko. Powychodziły za mąż, mają poukładane życia. Raz w tygodniu odwiedzamy się w domach na babskie rozmowy. Pojemy, popijamy, posłuchamy disco polo. Wieś słynie z disco polo. Ludzie najlepiej przy tym się bawią. A dlaczego wy mówicie, że te teksty są okropne dla kobiet? Przecież kobiety też śpiewają disco polo i wtedy to jest ich przekaz do facetów. Tak robi Etna, Kamasutra, Basta. No nie mów, że nie znasz! Proszę cię, nie słuchałaś nigdy disco polo? Niemożliwe. Przecież teraz to jest znowu tak popularne, ciągle leci w telewizji. Nie masz telewizora? Jak można żyć bez telewizora? Ja oglądam seriale. Chyba nie ma kobiety na wsi, która by nie lubiła „M jak Miłość” i „Rolnik szuka żony”. Choć oni pokazują wieś idealną – zmechanizowaną, elegancką, w domu cuda-niewidy. Zdarzają się wyposażenia w gospodarstwach na tip-top, najlepsze maszyny, ale to rzadkość. Gorzej, że te dziewczyny nie bardzo się do rolnictwa nadają. To jest ciężka, fizyczna praca, a one przyjeżdżają i chciałyby się opalać cały dzień. Ja całe życie byłam na polu, na zarobku – chodziłam do pielenia, do rwania wiśni, truskawek. Dopiero od dwóch lat tak się rozwinęłam w tej ochronie.
Poza telewizją dla przyjemności biorę kąpiel z bąbelkami i kieliszkiem wina. Albo idę z koleżankami na dyskotekę, spotykamy się na pizzę, czasami jedziemy do kina. Głównie do Płocka, Łowicza, Sochaczewa. Warszawa? Skąd! Przecież my tam mamy za daleko, co wyście się tak na tę Warszawę uwzięły? Poza tym to nie na moje warunki – dwoje musiałoby pracować i mieć dobre zarobki, aby utrzymać tam mieszkanie. Mało komu z moich znajomych tak się powiodło. Płock, Łowicz – tam się jeździ. A wy nie myślałyście, aby się tam przenieść? Jak mieszkacie w Warszawie, to musicie być zmęczone, przecież to jest nie do życia. W dużym mieście co chwila są jakieś napady na ulicach, nawet w biały dzień. U nas tego nie ma, w szkołach gminnych też jest bezpieczniej niż w tych waszych miastach. Jak nieraz słyszę, co się dzieje, tobym chyba chora ze stresu była, gdyby moje dziecko tam chodziło.
Tylko pamiętajcie, jakbyście się kiedyś wyprowadzały na wieś, to koniecznie przy asfalcie, bo zimą gmina odśnieża tylko asfalty. No i nie w pojedynkę – samej dziewczynie byłoby ciężko. Przecież trzeba narąbać, napalić w piecu, węgiel kupić. W mieście zimą sobie wchodzisz do ciepłego mieszkania, nic cię nie obchodzi. Dlatego dziewczyny w Warszawie mają czas. Są stale umalowane, wypiększone, wypachnione, wycudnione. Chyba tylko biegają na makijaże i spa – rzęsy zawsze zrobione na sztywno, paznokcie pomalowane. Nie wiem, skąd biorą na to kasę.
Agnieszka Pajączkowska miała nie opowiadać o lego, nowym polonezie, żaglówce na Zegrzu
Za płotem mieliśmy sąsiadów. Prowadzili małorolne gospodarstwo, mieli trójkę dzieci. Ja przyjeżdżałam na wakacje na wieś, a moja dwa lata starsza sąsiadka nigdy ze wsi nie wyjeżdżała. Pamiętam jej opowieść o pierwszej w życiu wizycie w supermarkecie (zabrała ją tam daleka ciotka z miasta) i moje skrępowanie, że dla mnie supermarket to normalna sprawa. Od niej za to dowiedziałam się o istnieniu firmy Avon, w której dorabiały jej starsze koleżanki – przynosiła na podwórko próbki wód toaletowych i kremów.
Początek lat dziewięćdziesiątych był dla moich rodziców dość łaskawy. Mieli pieniądze, które wystarczały na ten dom na wsi, nowego poloneza, LEGO, kablówkę, wakacje w Polsce, kamerę VHS i żaglówkę na Zegrzu.
Wiedziałam, że nie wypada o tym mówić. Że jak idę do tych sąsiadów za płotem, to nie powinnam opowiadać, gdzie byłam, co widziałam, jak wygląda nasze mieszkanie w Warszawie, gdzie robimy zakupy i na czym polega taty praca. Rodzice mówili, że tym dzieciom zza płotu może być przykro. Teraz myślę, że uczyli mnie tak również dlatego, aby po wsi nie niosło się, że Pajączkowscy niby bogaci. Wiedzieli, że gadanie dzieciaków między sobą puści plotkę w wiejski świat, a ten ją rozdmucha do rozmiarów grożących niechęcią lub kradzieżą.
Efekt tych przestróg jest taki, że choć wieś uczyła mnie, aby do domu sąsiadów wchodzić bez pukania i czuć się u nich swojo, to mój dom wykształcił we mnie podszyte wyższością poczucie winy, że jestem z miasta.
Aneta planuje nie ruszać się ze swojej wsi
Panie z Warszawy? Warszawa tu przyjeżdża na kajaki, nawet sąsiad prowadzi wypożyczalnię w sezonie. Ja nigdy na kajaku nie byłam, brak mi na to czasu. Chodzę na pielenie truskawek. Jak zaczynam od marca, tak ciągnę do samej jesieni. Truskawki, ogórki, maliny. Dzień w dzień, od ósmej. W marcu już można szykować sadzonkę. Potem ściółkowanie i słomowanie, czyli słomę kładzie się między truskawkami, aby trzymała wilgoć i żeby zielsko nie przebijało. To jest robota na czarno. Niby najniższa krajowa to teraz trzynaście złotych brutto, ale kto płaci te trzynaście? Jak posłucham, to bynajmniej chyba nikt. Mnie się to nie podoba, bo przecież jak jest na czarno, to bez ubezpieczenia i nie liczy się do renty ani emerytury. Kiedyś trzeba będzie o tym pomyśleć, ale póki co nic nie zmieniam – przyzwyczaiłam się, zżyłam się z szefostwem, jesteśmy na dobrej stopie.
Za granicę nie jeżdżę, nie znam języka. Poza tym jak się robi przy tych truskawkach, to kiedy? Mam 25 lat i pracuję tam od pięciu. Rodzice opieki nie wymagają, bo nie są aż tak starzy, ale i tak mieszkam przy nich. Pewnie mogłabym wynająć jakieś lokum, tylko po co? Jak popatrzę wokół, to w innych miejscowościach jakoś jest dziwnie, inaczej jak u nas. Planuję się w ogóle stąd nie ruszać.
Tu wszystkich znam, wiem, co, gdzie i jak, czego oczekiwać od sąsiadów. Moja siostra ma chłopaka z gospodarką, więc będę ją pchała, aby poszła mieszkać do niego, a ja tu wtedy zostanę. Jeślibym miała chłopaka, musiałby przyjść tutaj do nas, nie ma innej opcji. Nie chcę wylądować w obcych stronach, gdzieś u nieznajomych. Lubię, że z sąsiadami się człowiek zżył, nie zamyka się w tych czterech ścianach.
Przepraszam, kończę, bo widzę, że rodzice wracają.
Ola Zbroja i Agnieszka Pajączkowska gryzą się o zęby
Ola: No i dlaczego jej nie zapytałaś?
Agnieszka: Sama przecież mogłaś zapytać!
Ola: Stałaś bliżej.
Agnieszka: I co miałam powiedzieć? Przepraszam, czemu pani w wieku 25 lat nie ma zębów?
Ola: Może trzeba było zacząć od fryzury. Że widać, że prosto od fryzjera. Takie cieniowane pazurki modne miała.
Agnieszka: Proszę bardzo, możemy wracać. Zapytasz i o pazurki, i o dentystę, a może przy okazji też o dom z dziurawym dachem