Отсутствует

Filozofia religii


Скачать книгу

Ten ktoś jest zdania, że jest czymś niestosownym zakładać na przykład, że Bóg może jednocześnie śpiewać i nie śpiewać, myśleć i nie myśleć, dopuszczać zło i nie dopuszczać zła, stwarzać coś i nie stwarzać. Zatem jeśli Bóg odmawia wykonywania niedorzeczności, to odmawia też przyjęcia atrybutu, który zmuszałby go do takich działań. Nie chce być nazwany wszechmocnym, bo wtedy musiałby wykonywać te wszystkie wzajemnie wykluczające się czynności. Uważam, że przez szacunek dla Boga nie należy go nazywać wszechmocnym. Swinburne widzi to jednak inaczej, ale trudno mi pojąć, co on widzi.

      Wspomnę tylko o jednym dodatkowym argumencie przeciwko wszechmocy, który może zadziałać, jeśli kogoś (jak np. Swinburne’a) nie przekonuje argument z ciężkim kamieniem. Bóg nie może stworzyć dodatkowego miliona dolarów i wysłać anioła, by mi je podrzucił w worku na próg domu. Jeśli coś takiego zrobi, to podrzucone dolary nie będą prawdziwymi, tylko podrobionymi banknotami. Z mocy prawa prawdziwe dolary mogą być produkowane jedynie przez jeden bank na świecie – Federal Reserve Bank. Ktokolwiek inny zechciałby je wydrukować, w tym także Bóg, staje się fałszerzem, nawet jeśli banknoty okażą się idealne i absolutnie nieodróżnialne od prawdziwych.

      Na tym tle niezrozumiała wydaje mi się decyzja Swinburne’a, by dokonać ustępstwa w sprawie wszechwiedzy, a nie w sprawie wszechmocy. Wszechwiedza jest co prawda kłopotliwa, bo rozbija się o paradoks Gettiera. Wiedzieć znaczy dowiedzieć się czegoś prawdziwego i przyjąć pogląd poparty dobrym uzasadnieniem. Bez tego uzasadnienia mamy werydyczną halucynację. Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Zgodne z faktami złudzenia też dają nam prawdziwy obraz świata. Natomiast być wszechmocnym znaczy działać bez żadnych ograniczeń, nawet bez ograniczeń chroniących przed niedorzecznością lub grubą niestosownością. Dlaczego więc Swinburne chce ograniczyć wszechwiedzę?

      Przyczyną wątpliwości Swinburne’a stała się polemika między Normanem Kretzmannem i Hectorem-Neri Castañedą (Swinburne 1995, s. 225–231). Kretzmann twierdził, że jeśli Jones zgodnie z prawdą mówi: „Dziś jest 2 października”, to nie może zgodnie z prawdą powtórzyć swego zdania nazajutrz, gdyż nazajutrz będzie 3 października. To jest oczywiście prawdą, ponieważ trzeciego października zdanie „Dziś jest 2 października” jest fałszywe. A jeśli jest fałszywe, wówczas to, co ono mówi, nie może być wiedzą. Wiedzą jest wyłącznie dobrze uzasadnione prawdziwe przekonanie. Zatem trzeciego października nie można wiedzieć, że jest drugiego października, ponieważ to jest nieprawda. Trzeciego października ani Bóg, ani Jones nie może powtórzyć zdania Jonesa z poprzedniego dnia i uznać, że jest to zdanie prawdziwe. Co z tego wynika?

      Kretzmann argumentuje, że […] niektóre sądy […] mogą być znane tylko w pewnych momentach czasu lub przez pewne osoby. Kretzmann twierdzi, iż sąd „jest obecnie t1” (tj. 2 października) może być znany tylko w t1 (czyli 2 października). Sąd ten, twierdzi Kretzmann, nie jest tym samym sądem, co sąd, że w t1 jest t1 (np., że 2 października jest 2 października), który oczywiście może być znany w każdym momencie. […] Castañeda argumentował przeciwko Kretzmannowi, podkreślając, że chociaż dwie osoby mówiące, lub jedna osoba w różnych sytuacjach, będą musiały wyrazić to, co mówią, w odmiennych słowach, to nie ma logicznych trudności w przyjęciu, że jakaś osoba w jednym momencie może wypowiedzieć to samo, co jakaś inna osoba wie w innym momencie (Swinburne 1995, s. 226).

      Castañeda twierdził – jak widzimy – że powinniśmy odróżniać to, co ktoś mówi, od tego, co wie. Zgadza się, że powtarzanie czyichś prawdziwych zdań nie gwarantuje zachowania wartości logicznej tej wypowiedzi. Tylko wierne odtworzenie czyjejś wiedzy gwarantuje zachowanie jej prawdziwości, a nie słowa, ponieważ prawda wiąże się z wiedzą, a nie ze słowami. Jeśli zatem ktoś coś wiedział i my wiemy, co wiedział, a następnie wiernie odtwarzamy to, co on wiedział własnymi słowami, to prawda zostanie zachowana. W omawianym przypadku procedura jest prosta i jasna. Najpierw, drugiego października, Jones mówi: „Dziś jest 2 października” i to zdanie jest prawdziwe. Możemy to wyrazić w innym zdaniu, zachowując sens pierwszego, np. „Dziś jest pierwszy parzysty dzień miesiąca poprzedzającego listopad”. Warunki prawdziwości obu tych zdań są takie same, czyli oba zdania mają ten sam sens. Także każde inne zdanie wyrażające ten sam sens, czyli relacjonujące wiedzę Jonesa na temat daty 2 października, wygłoszone np. po hiszpańsku, portugalsku itd., będzie miało te same warunki prawdziwości, co zdanie wyjściowe. Każdy może zatem wiedzieć to, co wie Jones, jeśli przyjmie zdanie o tych samych warunkach prawdziwości, które ma zdanie Jonesa. W szczególności może to wiedzieć Bóg i tu nic nie ogranicza jego wszechwiedzy. Tyle Castañeda.

      Swinburne przyjął wyjaśnienie Castañedy, ale po jakimś czasie przestał w nie wierzyć – jak sam przyznaje. Zmienił swe przekonania i stwierdził, że to Kretzmann ma rację, a nie Castañeda. Oświadczył, że nigdy nie wiemy, co wiedzą inni, gdy o czymś mówią, ponieważ każdy myśli to, co myśli, na swój własny sposób. To skądinąd prawda, bo dla mnie 2 października był np. dniem po imieninach mojej mamy, dla znawców antyku jest to dzień, w którym w roku 46 p.n.e. Gajusz Juliusz Cezar przybył do Aleksandrii, a dla entuzjastów darwinizmu to dzień, w którym w 1836 roku Charles Darwin powrócił do Anglii po pięcioletniej podróży dookoła świata. Tylko że te fakty nie mają nic wspólnego z tym, co powiedział Jones i z sensem jego zdania. Wolne skojarzenia, nawet prawdziwe, nie są częścią znaczenia. Swinburne z jakiegoś powodu przyjął inne stanowisko. Napisał:

      Jednakowoż sądzę obecnie, że zasada […] Castañedy jest fałszywa i że pierwotny zarzut Kretzmanna jest poprawny. Każdy z nas, myśląc o jakimś indywiduum, myśli o nim w pewien sposób. Nie mamy żadnego innego dostępu do tego indywiduum jak tylko do indywiduum uchwyconego przez pewien sposób myślenia o nim. […] Konkluduję, że zarzut Kretzmanna jest skuteczny. Istnieją pewne sądy, które mogą – z powodów logicznych – być znane tylko pewnym osobom lub w pewnych momentach (Swinburne 1995, s. 229–230).

      Nie wiem, co o tym myśleć. Wyjaśnienie o charakterze czysto logicznym, o którym Swinburne wspomina, nie może dotyczyć po prostu faktu, że musimy zmieniać wyrażenia indeksujące, by zachować sens. Na to wszyscy się godzą. To oczywiste, że określenie „mój samochód” oznacza inne auto dla różnych właścicieli. Podobnie „dzisiejszy dzień” oznacza różne daty w zależności od dnia wypowiedzi. Te sformułowania podlegają powszechnie znanym parafrazom. Mówimy „samochód Piotra” lub „samochód Marii”, gdy oni używają zwrotu „mój samochód”, a mówiąc „dziś”, mamy na myśli 2 października, gdy wypowiadamy się 2 października, i 3 października, gdy wypowiadamy się 3 października. Tu nie ma trudności i na pewno Swinburne nie to ma na myśli. Kłopot pojawia się jednak, gdy chcemy opisać czyjś stan umysłowy, zakładając, że ten stan jest wiedzą, gdy tymczasem to, co mówiący chciał wyrazić lub co zdołał wyrazić, to były jego myśli, a nie wiedza o świecie. Paradoks powstaje na przykład wtedy, gdy ateista mówi: „Nie ma Boga”, a my pytamy, czy Bóg może wiedzieć to, co ateista rzekomo wie. Oczywiście Bóg tego nie może wiedzieć, ponieważ nawet dla Boga (jeśli Bóg istnieje) jest niemożliwe wiedzieć coś, co jest nieprawdą. Podobnie ja nie mogę wiedzieć tego, co rzekomo wie Jones, jeśli 3 października Jones mówi, że jest 2 października. Nie mogę tego wiedzieć, ponieważ sam Jones tego dnia nic nie wie o aktualnej dacie.

      Rozpatrzmy zatem kilka twierdzeń na temat wiedzy o istnieniu Boga, zakładając, że Bóg istnieje i Jones jest ateistą. Tę sytuację opisują na przykład następujące zdania:

      1. Bóg może wiedzieć, że Bóg istnieje.

      2. Bóg może wiedzieć, że Jones myśli, że Bóg nie istnieje.

      3. Bóg może wiedzieć, że to, co Jones myśli, jest fałszem.

      4. Bóg nie może wiedzieć,