w nowych organizmach ludzkich w innym miejscu wszechświata będzie zatem powtarzać się wielokrotnie. W ten sposób osiągniemy życie wieczne na Ziemi i zdolność samodoskonalenia.
Forrest nie zapewnia, że jego koncepcja jest prawdopodobna. Twierdzi, że jest możliwa, i sugeruje, że jest zgodna z dotychczasowym biegiem wydarzeń w świecie. Gdybyśmy mogli stworzyć swoje sobowtóry w opisany sposób – zakłada – to zapewne chętnie przedłużalibyśmy swe istnienie na wieczność. Bo jeśli to się nam nie wydaje atrakcyjne, to co atrakcyjnego jest w ogóle w wizji nieśmiertelności?
Forrest godzi się jednak dać jakąś alternatywną propozycję tym, którzy nie chcą mieć licznych pokoleń psychicznych sobowtórów. Adaptuje do tego celu teorię Hugh Everetta (amerykańskiego fizyka i filozofa zmarłego w 1982 roku), który twierdził, że ludzka świadomość może mieć zdolność dokonywania kolapsów w elementarnych wydarzeniach odkrywanych przez mechanikę kwantową. Według tej teorii cząstki elementarne nie mają określonych cech w poszczególnych momentach czasowych, dopóki nie zostaną poddane badaniu lub nie zostaną w inny sposób doprowadzone do stanu, w którym ich masa, spin i położenie zostaną jednoznacznie określone. Gdy oddziałujemy na nie bezpośrednio, ich wielostan rozproszony na rozmaite czynniki współwystępujące z różnym prawdopodobieństwem zostaje doprowadzony do stanów chwilowo ustalonych. Hugh Everett twierdził, że działanie świadomości może polegać na wykorzystaniu takiego kolapsu cząstkowego. Myślenie wykorzystuje zdarzenia na poziomie cząstek elementarnych i zmienia bieg wydarzeń w świecie. Może to brzmi fantastycznie, ale dopóki ta teoria nie zostanie odrzucona przez fizyków, wolno na jej podstawach konstruować nową, naturalistyczną koncepcję życia wiecznego – uważa Forrest.
Otóż gdy ktoś umiera, świat rozdziela się na dwie bliźniacze kontynuacje – przyjmuje ten autor. W jednej wersji pozostają ci, którzy widzieli śmierć odchodzącej osoby, i dla nich ta osoba pozostanie osobą zmarłą na zawsze. My, ponieważ żyjemy na naszej Ziemi, zawsze jesteśmy w grupie tych, którzy widzą śmierć i nie widzą powrotu do życia. Poza tekstami religijnymi nie znajdujemy opisów cudownych wskrzeszeń. Jednak nie jest wykluczone, że takie wskrzeszenia widzą inni, dla których pozornie umarły pozostaje nadal żywy. Na ich oczach podnosi się z jezdni, na której rozjechał go autobus, lub jedzie do szpitala, i tam jest przywracany do pełnego funkcjonowania. W tym drugim świecie otaczają go ci sami ludzie, których znał za życia, czyli nasze sobowtóry. Między dwoma rozszczepionymi światami nie ma żadnej komunikacji, więc żadna grupa nie wie o istnieniu bliźniaczej populacji w bliźniaczym świecie. Podział na różne światy następuje zresztą nie tylko w momencie śmierci, ale zawsze, gdy myślimy i działamy. Brzmi to fantastycznie, więc Forrest nie bardzo wierzy w to, co wyczytał u Everetta, i na nasz użytek chce jego teorię spacyfikować.
By ochronić interpretację Everetta od absurdalnego rozmnożenia świadomości na wiele równoległych wersji powstających co sekundę, możemy nalegać, żeby tylko jeden następca zmarłej jednostki zachowywał świadomość. Pozostałe imitacje będą pozbawione świadomości. W ten sposób otrzymamy intelektualnie akceptowalną interpretację opartą na mechanice kwantowej, która w szczególności daje się pogodzić z opisem boskiej opatrzności, przewidującej pokonanie śmierci (Forrest 1996, s. 63).
Ja, odwrotnie, mam nadzieję, że ta kunktatorska poprawka nie znajdzie zwolenników, i że przed kapitulanctwem powstrzyma zwolenników Everetta zasadniczy wzgląd teoretyczny. Istotny sens jego teorii polega przecież na tym, że świat w całości nieustannie kipi i pieni się, rozrasta jak bańki mydlane na wodzie. Każdy akt świadomości człowieka powoduje podział rzeczywistości na nowe części, i zawsze tylko w jednej z nich jego świadomość może przetrwać. W pozostałych albo znika, albo zaczyna prowadzić osobne, własne życie. Everett z pewnością by nie chciał, żeby ktoś mu tę teorię upraszczał. Trzeba mieć na uwadze, że teoria Everetta jest atrakcyjna tylko pod warunkiem, że jest skomplikowana i cudowna (podobnie jak religia). Tylko wtedy mówi nam, że każdy przyjaciel, który umarł, żyje nadal w innym świecie wraz z kopią nas samych. Nie wie o tym, że my zostaliśmy gdzieś indziej, i nie martwi go myśl, że za nim tęsknimy, ponieważ naszego istnienia nie bierze w ogóle pod uwagę. Ma koło siebie kogoś, kto nas doskonale przypomina, i z nim dzieli tę część swego życia, którą by tu z nami dzielił, gdyby nie umarł. Zresztą, jak łatwo zgadnąć, według Everetta, żeby się rozdwoić, nie trzeba wcale umierać. Wystarczy, że robi się cokolwiek. Mogę pójść na spacer do parku i na końcu ścieżki skręcić w prawo. W tej samej chwili znika świat, w którym skręcam w lewo. Ale znika tylko sprzed moich oczu. Poza moją świadomością ktoś inny, podobny do mnie, skręca w lewo i idzie dalej. Potem droga znów się rozdwaja i ja też się jeszcze raz rozdwajam, i każdy z moich sobowtórów, gdy podejmie jakąś decyzję, kolejny raz się rozdwaja, i tak do końca świata. Na tym właśnie polega życie w obrębie skończonych możliwości, które realizują się we wszechświecie nieskończonych możliwości.
Czemu więc Forrest chce, żeby po moim skręcie w prawo mój sobowtór, który nie skręcił ze mną w prawo, miał paść martwy na ziemię w świecie, którego ja nie widzę? To nieostrożna bezceremonialność, nieodpowiedzialne szafowanie cudzym życiem! Forrestowi się wydaje, że oryginalna koncepcja Everetta jest zbyt rozrzutna i nazywa ja „absurdalną”. Tymczasem absurdem jest nadawać światu opartemu na mechanice kwantowej wersję jednoznaczną i jednoliniową. Oddzielanie absurdu od mechaniki kwantowej jest jak odsączanie alkoholu od whisky.
5. Bóg dyskretny i/lub nieobecny
Mam wrażenie, że teizm komentujący dogmaty religijne lub wyprowadzający wiarę z nauki nie potrafi lepiej uzasadnić wiary w Boga niż religie o długiej tradycji, a te w zasadzie nie dowodziły istnienia Boga, tylko przytaczały słowa proroków, dawały przykłady ludzi pobożnych i nikczemnych, opowiadały o cudach. Czym zatem jest religia? Uporczywym prezentowaniem wiary jako wiedzy?
Tak z pewnością nie widzi jej większość wierzących i tak nie powinien jej widzieć – jak sądzę – ani agnostyk, ani ateista. Religii nie należy obarczać zadaniem wyjaśniania świata i nie należy jej stawiać w pozycji, w której musiałaby konkurować z nauką. Unaukowiona religia jest zabobonem. Niestety, pewni apologeci chcą ją rozumieć tylko w ten sposób. Np. ojciec Michał Chaberek OP uważa, że religia jest w zasadzie nieomylna, a jeśli czasem popełni błąd, to potrafi go rozpoznać i naprawić. Przede wszystkim jednak wie, kiedy nie powinna ustępować, i wtedy ma zawsze rację. Ojciec Chaberek broni tej tezy, porównując Galileusza z Darwinem. Jego rozmówca stawia pytanie:
Nauka i wiara nie mogą stać w sprzeczności. Zatem skoro naukowcy mówią, że człowiek co do ciała nie został stworzony, tylko wyewoluował w naturalnym procesie materii żywej, to zastanówmy się, jak zmodyfikować wiarę, aby pasowała do koncepcji ewolucyjnej. W ten sposób uprzedzamy fakty i unikamy drugiej sprawy Galileusza (Chaberek 2014, s. 56).
Ojciec Chaberek odpowiada:
Zwrócę uwagę na dwa problemy. Po pierwsze, jeżeli zachodzi konflikt, dlaczego mamy z góry przyjmować, że to teoria religijna (koncepcja stworzenia) jest błędna? A może tym razem pomylili się ludzie występujący w imieniu nauki? W klasycznym chrześcijańskim rozumieniu to teologia daje wiedzę pewną, nauki natomiast są zmienne i omylne. […] Jednak o wiele ważniejsza jest druga kwestia, czyli to, że Kopernika i Darwina nie można stawiać w jednym szeregu. Zaproponowali bowiem oni zupełnie różne teorie w odpowiedzi na zupełnie różne pytania. Najogólniej rzecz ujmując, teoria Kopernika odpowiada, jak zbudowany jest świat. […] i to są pytania naukowe. Natomiast Darwin próbował odpowiedzieć na jakościowo inne pytanie – skąd się wzięło życie w takich formach, jakie znamy. […] O ile pierwsze pytanie leży w kompetencjach przyrodoznawstwa, o tyle drugie przekracza jego możliwości (Chaberek 2014, s. 56–57).
Ojciec