R. (1995), Spójność teizmu, przeł. T. Szubka, Kraków: Znak.
Swinburne R. (2004), The Existence of God, Oxford, New York: Clarendon Press, Oxford University Press.
Tomasz z Akwinu (1962–1986), Summa teologiczna, dokument elektroniczny, płyta zawiera tzw. londyńskie wydanie Summy teologicznej, London: Veritas.
Wittgenstein L. (1995), Uwagi o religii i etyce, przeł. M. Kawecka, W. Sady (Wykłady o wierze), W. Walentukowicz, Kraków: Znak.
Komentarz
Marcin Tkaczyk
Tekst Pana Profesora Jacka Hołówki jest tak bogaty i wielowątkowy, że domaga się komentarza w postaci serii artykułów i to pióra autorów znacznie lepszych niż ja. Tymczasem muszą wystarczyć moje uproszczone uwagi. Z natury rzeczy koncentruję się na kontrowersjach, a więc tych punktach, które jawią mi się w wywodzie Profesora jako słabsze lub z innych powodów wystawione na krytykę. Nie znaczy to, żebym lekceważył liczne celne uwagi mojego Polemisty.
Czym są teizm i ateizm? Okazuje się, że mamy różne poglądy nawet na to, czym są teizm i ateizm. Z tekstu Profesora Hołówki można wnioskować, z jednej strony, że teizm „jest to teoretyczne stanowisko wspierające wiarę religijną” oraz „wchodzi w bliskie związki z nauką, religią, teologią i filozofią” (s. 36). Byłby to jakiś twór poznawczy równoległy do nauki, religii, teologii i filozofii, mający w dodatku cel praktyczny: wesprzeć wiarę religijną. Z drugiej strony Profesor Hołówka porównuje relację między religią a teizmem do relacji między etyką a metaetyką (przyznam, że nie dostrzegam tej analogii, może raczej chodzi o relację między religią a filozofią religii?).
Moim zdaniem należy odróżniać cele i naturę teizmu od celów i natury poszczególnych teistów. Według mnie nazwa „teizm” normalnie oznacza pewną teorię lub grupę teorii (typ teorii). Teoria jest tutaj pojmowana w najbardziej podstawowy sposób jako zbiór twierdzeń domknięty na wynikanie, ale bez założenia, że twierdzenia tej teorii muszą być uzasadniane dedukcyjnie. Teista jest to osoba, która akceptuje pewną teorię zwaną teizmem. Niektórym teistom przyświecają cele praktyczne, w szczególności egzystencjalne, apologetyczne lub misyjne. O celu egzystencjalnym powiedziałbym wtedy, gdy motywacją akceptacji teizmu jest nadanie sensu własnemu życiu wobec doświadczenia śmierci kogoś bliskiego, w perspektywie własnej śmierci, w zderzeniu ze światem pełnym niezrozumiałego cierpienia i wszelkiego zła, ze strachu przed piorunami itd. Cel apologetyczny, powiedziałbym, przyświeca temu, kto stara się przedstawić wiarę religijną jako racjonalną lub odpowiedzieć na zarzut jej nieracjonalności, a cel misyjny przyświeca temu, kto stara się pozyskać nowych wyznawców. Wielu teistom przyświecają takie lub podobne cele praktyczne. Są jednak teiści, którzy uprawiają filozofię z ciekawości, i pewna wersja teizmu wydaje im się po prostu najlepszą dostępną teorią, wydaje im się najbliższa prawdy lub po prostu prawdziwa. Jedni z nich wyznają jakąś religię, inni żadnej. Przykładami teistów, którzy nie wspierali religii ani nawet nie dawali oznak religijności, są Arystoteles i późny Anthony Flew. Nie ma powodów, żeby odmawiać teizmowi statusu teorii podobnej do innych teorii, autonomii, przynależności do filozofii itd. i zamykać go w kręgu aktywności lub apologetyki religijnej.
Twierdzę, że teizm jest tworem analogicznym lub równoległym do ateizmu. Gdyby przyjęło się perspektywę Profesora Hołówki, należałoby powiedzieć analogicznie, że ateizm jest to stanowisko teoretyczne wspierające bezbożnictwo, walkę z religią lub może antyklerykalizm. Byłoby to przecież stwierdzenie równie niesprawiedliwe. Czym innym jest bowiem ateizm, a czym innym ateista. Moim zdaniem ateizm jest to teoria – lub grupa teorii – konkurencyjna względem teizmu w tym sensie, że ma wyjaśniać te same dane (odpowiada na te same pytania), ale za pomocą z gruntu przeciwnych hipotez. Ateistą nazywam osobę, która z jakichkolwiek racji akceptuje pewną wersję ateizmu. Moim zdaniem niektórym ateistom przyświecają przy tym cele nie mniej praktyczne od tych, które można przypisać teistom: egzystencjalne, apologetyczne i misyjne. Jestem skłonny podejrzewać wielu najpopularniejszych współczesnych ateistów – wśród nich takich, którzy zajmują stanowiska akademickie – o bardzo mocne, a nie zawsze należycie ujawniane, cele misyjne. Mimo to jest dla mnie jasne, że ateizm może być akceptowany jako poważna teoria filozoficzna, to znaczy jako rozwiązanie prawidłowo postawionego problemu naukowego, zmierzające wyłącznie do zaspokojenia ciekawości, jak naprawdę jest, i wybrane ze względu na rzetelną ocenę dostępnego uzasadnienia. Wybitnym przykładem takiego ateisty jest dla mnie Tadeusz Kotarbiński.
Właśnie Kotarbiński napisał: „Ateizm jest […] przeświadczeniem z rubryki sądów egzystencjalnych. Ateista, jako taki, sądzi po prostu, że nie istnieje Bóg. […] Bezbożnik – to w moim rozumieniu arogant w odniesieniu do czcigodnych elementów religii. […] Nie ma żadnego powodu, by ateista musiał być bezbożnikiem” (Kotarbiński, Infeld, Russell 1962). Zgadzając się z tym stwierdzeniem, oczekuję analogicznego zaklasyfikowania teizmu jako twierdzenia „z rubryki sądów egzystencjalnych” bez definicyjnego przypisywania mu celów praktycznych. Możliwe są w pełni naukowe prace zawierające tezę teizmu lub tezę ateizmu. Nawet jeżeli wyniki zawarte w tych pracach są później wykorzystywane do propagowania lub do zwalczania religii, nie zmienia to statusu tych prac ani nie odbiera im prawa obywatelstwa w nauce. Spróbuję uzasadnić tę tezę.
Uważam, że jedną z głównych form postępu w naukowej filozofii (oraz w wielu innych dyscyplinach nauki) jest odkrywanie nowych wnioskowań i doskonalenie wnioskowań znanych. Istnieje wiele wnioskowań kończących się tezą teizmu lub tezą ateizmu. Jedne z nich są na pewno dobre, inne na pewno złe, status niektórych wymaga dalszych badań. Według mnie można rzetelnie oceniać te wnioskowania bez względu na to, czy jest się ateistą, teistą, wyznawcą jakiejś religii, antyklerykałem itd. Do tego trzeba być tylko dobrze przygotowanym i uczciwym badaczem. Wiadomo, że Tomasz z Akwinu, będąc teistą, krytykował wnioskowanie Anzelma z Canterbury, kończące się tezą teizmu. Gdyby teizm był „teoretycznym stanowiskiem wspierającym wiarę religijną”, postępowanie Tomasza byłoby niezrozumiałe.
Trudność z ateizmem i teizmem jako teoriami naukowymi bierze się stąd, że nie widać sposobu na nieodparte rozstrzygnięcie między nimi. W niektórych fragmentach wiedzy możemy się cieszyć algorytmami rozstrzygania wszelkich problemów. Tak jest na przykład z dodawaniem pisemnym lub sprawdzaniem tautologiczności wyrażeń klasycznego rachunku zdań. Wiemy, że każdy, komu się zdaje, że prawo Claviusa nie jest tautologią, błądzi. Z ateizmem i teizmem tak nie jest i nie widać, żeby wkrótce tak miało być. Nie wynika stąd wszakże, żeby wybór między ateizmem a teizmem leżał poza dziedziną racjonalności i był tylko kwestią wiary. Między w pełni sformalizowanym dowodem o skończenie wielu rozstrzygalnych krokach i oczywistej, obliczalnej aksjomatyce a ślepą wiarą (lub ślepą niewiarą) rozciąga się przestrzeń różnych sposobów, wariantów i stopni uzasadnienia.
Znaczenie twierdzeń religijnych. Profesor Hołówka twierdzi, że zdania języka religijnego nie powinny być rozumiane jako opis stanu rzeczy, ale jako wyraz emocji wyznawców: „W religii każda dosłowność to hipokryzja i przesada. Prawda empiryczna jest dla religii nieistotna” (s. 63). Konsekwentnie: „Zatem religia nas napomina, inspiruje i wciąga głębiej do świata naszej własnej wyobraźni, w którym zasadnicze znaczenie mają intencje i postanowienia. W tej wizji świat nadprzyrodzony nie jest ani częścią empirycznej rzeczywistości, ani nawet jakiejkolwiek rzeczywistości zasadniczo podobnej do świata realnego. Niemal nikt nie twierdzi, że Bóg pojęty jako stwórca jest przedmiotem fizycznym” (s. 63). W związku z tym – i jest to chyba główna teza artykułu – „Bóg istnieje [co najwyżej] w sferze pojęciowej” (s. 64).
Moim zdaniem co najmniej niektórzy wybitni teiści, tworząc swoje teorie, pojmowali je dosłownie i bez żadnej hipokryzji