Tatiana Freidensson

Mój ojciec był nazistą. Rozmowy z potomkami czołowych przywódców Trzeciej Rzeszy


Скачать книгу

je widziałaś.

      – Nie jestem jasnowidzem, nie widzę przez marynarkę.

      Frank wyraźnie nie rozumie, dlaczego zagadałam o parapsychologii, i unosząc brwi tłumaczy:

      – Widziałaś je u mnie w domu, w Schleswigu-Holsteinie!

      Z niechęcią dziecka, które zostało zmuszone do podzielenia się ulubionymi łakociami, podaje mi malutką fotografię, starannie owiniętą polietylenową folią – by nie wytarła się do ostateczności. Patrzę na foto. Kładę je na stoliku i zaczynam paznokciem rozprostowywać wygięcia polietylenowej koszulki. Frank patrzy na mnie nie bez ciekawości:

      – No? – pyta raptem.

      – Co no? – mówię spokojnie i dalej wygładzam polietylen. – Prosta sprawa. Pan sam przecież mówił, że przez całe życie nosi ze sobą to zdjęcie („Do diabła! Nie wierzę! On naprawdę nosi je ze sobą! Zwariować można! A ja myślałam, że żartuje!” – krzyczy mój wewnętrzny głos, podczas gdy inny brzmi równo i spokojnie, mówiąc, że to zwyczajna rzecz – nosić przy sobie zdjęcie ojca-nieboszczyka).

      – A tak, oczywiście – mówi w roztargnieniu Niklas i dodaje: – Po  prostu już od pół minuty podsuwam ci pod nos zdjęcie z moimi wnukami, a ty gapisz się na trupa mojego tatusia.

      Och. Niedobrze jakoś wyszło.

      Oddaję Frankowi fotografię ojca i biorę do ręki inną, z wnukami.

      A przed oczyma mam wciąż tego samego trupa, który kilka minut przed sfotografowaniem był żywym człowiekiem. I ten żywy jeszcze człowiek napisał do swojej rodziny ostatni list. Niklas otrzymał go następnego dnia po egzekucji. Dopisano też postscriptum. Suche stwierdzenie faktu: „W nocy 16 października umarłem”.

      Niklas mówił, że Hans taki dopisek dodawał do wszystkich swoich ostatnich listów, adresowanych do bliskich i przyjaciół. Mimo tajemnicy, jaką objęte były daty i miejsca egzekucji, w więzieniu norymberskim wiedzieli o nich wszyscy, w tym także i ci, którzy mieli być straceni. Pamiętam, że Niklas jeszcze dodał: „Była to jedyna prawda, jaką wypowiedział mój ojciec w swoim życiu…”

      – No, i jak ci się widzą moje przepiękne wnuki? Wyrosły, prawda?

      Po zaprezentowaniu mi wesołych twarzyczek Anny, Carli i Nory, Frank pieczołowicie składa zdjęcia – twarzami dzieciaków do twarzy wisielca, dzieli je tylko cienka polietylenowa folia. I chowa je do wewnętrznej kieszeni marynarki, tam gdzie trzyma dowód i prawo jazdy.

      – Musi pan odpocząć po podróży – mówię.

      Zgodnie kiwa głową i sięga po leżący na stoliku klucz.

      Po dwóch godzinach wychodzi z hotelu i mruży oczy, w które świeci pomarańczowa kula zachodzącego słońca. Zdrzemnął się i teraz, trochę kuśtykając, wybiera się z nami na spacer do murów obronnych miasta, obok których już rano, w oczekiwaniu na jego przyjazd, odkryliśmy niezły zakątek do jednego z epizodów. Wraz z operatorem, Eisensteinem (jak po przyjacielsku Niklas nazywa reżysera Siergieja), przybywamy na miejsce. Jednak w czasie kilku godzin zaszły tu zasadnicze zmiany. O zachodzie otwarły się okiennice domu, który rano wydawał się opuszczony, a w oknach pojawiły się dziewczęta.

      – O, tu chyba jest żeński internat? – mówię, a mężczyźni zamierają z otwartymi ustami. – Jakie sympatyczne panienki!

      – Tak, i transwestyta z trzeciego okienka też – kiwa do mnie Eisenstein.

      Frank głośno rechocze:

      – Znakomity punkt wybraliście, widzę!

      Wreszcie i do mnie dotarło, że tu jest burdel. A teraz są właśnie godziny przyjęć.

      – Z drugiej strony… – Niklas zapala papierosa i w zamyśleniu wypuszcza z ust kłąb szarego dymu. – Gdy chodzi o sedno sprawy, nawet bardzo jest ciekawie. Mogę przejść się wzdłuż tego znakomitego zakładu i powiedzieć, że mój ojciec był o wiele gorszy od przedstawicielek najstarszego zawodu. Że to on był prawdziwą prostytutką – podłożył się pod Hitlera i ani razu mu w niczym się nie sprzeciwił. On nie ciało sprzedawał. Duszę sprzedał.

      – Nieźle i sensownie – przytaknął Eisenstein.

      W szoku przyglądałam się dziewczynom, które całymi gronami przewieszały się z okien, nęcąc swymi okazałymi piersiami, warkoczami i silikonem warg. Jednak sutener, do którego poszli mężczyźni, miał na sprawę inny pogląd. Ani prośby, ani obietnice nie podziałały. Nie chciał, by ktoś robił sobie zdjęcia na tle jego dziewczynek, i już.

      – Szkoda, byłby dobry epizod do filmu – powiedział Niklas, zapalając papierosa.

      Rzuciłam: – Panie Frank, czy nie pali pan ciut za dużo? Trzeciego z rzędu!

      Moje pytanie było czysto retoryczne, niemniej Niklas udzielił mi wyczerpującej odpowiedzi, wyrzucając z siebie słowa na przemian z kłębami dymu. Spacerujemy wzdłuż burdelu a prostytutki, nie wyłączając transwestyty, patrzą na nas z okien z dużą nieufnością. Któraś głośno chichocze, rzucając, chyba pod adresem Franka, sprośne żarciki. On jest spokojny:

      – Siódmego stycznia 1976 roku rzuciłem palenie, składając przy tym przysięgę, że gdy mi stuknie sześćdziesiąt pięć, zacznę na nowo. I rzeczywiście, wtedy znowu zapaliłem. Byłem chyba jedynym mężczyzną w Niemczech, który cieszył się z każdych urodzin. No bo przybliżał mnie do upragnionej daty. I od tego czasu znów palę, raz mniej, raz więcej, czasem wcale.

      Ktoś kichnął głośno na balkonie pierwszego piętra.

      – Zdrowia życzę – powiedział Frank głośno i nie podnosząc głowy, kontynuował swój niespieszny spacer wzdłuż ściany domu uciech. – Przez wszystkie te trzydzieści lat, przeżytych bez tytoniu, grzała mnie myśl – jak to dobrze, że przysiągłem wtedy i mając sześćdziesiąt pięć znowu zacznę.

      „Dziękuję!” – doniosło się skądś z góry. Dalej nastąpiła jakaś tyrada, najwyraźniej łobuzerska, i znowu chichotanie. Frank uśmiecha się, ale nie zwracając się w stronę dziewcząt, kontynuuje swoją myśl:

      – I teraz z przyjemnością wypalam papierosa czy dwa, szczególnie przy butelce wina albo gdzieś w podróży. Ale kiedy jestem w domu, palę o wiele mniej.

      – Czy pan sugeruje, że palenie to cała filozofia?

      – Ależ nie. – Frank wysuwa dolną wargę i kręci głową. – To po prostu uzależnienie. Tak mi się łatwiej myśli, łatwiej mi łączyć fakty, pojawiają się nowe koncepcje. Wszystko to jednak głupstwa. Każdy zatwardziały palacz znajdzie tysiące uzasadnień, by zapalić jeszcze jednego papierosa. No, ale ostatecznie stuknęła mi już siedemdziesiątka, więc myślę, że mogę sobie na to pozwolić.

      – A czy pański ojciec palił?

      Niklas przytaknął, ożywiając się niczym myśliwy, gotowy znów strzelić do ulubionej zwierzyny. Oto znowu nastąpiła cudowna chwila, gdy można będzie dobić ją ostrzem dowcipu, pchnąć je głęboko, w same jelita i z satysfakcją nim tam powiercić.

      – Palił. Tylko nie papierosy – cygara. Ojciec bardzo chciał, by Norman, mój starszy brat, jak najszybciej wydoroślał, i gdy tamten osiągnął szesnastkę, poczęstował go cygarem i kielichem czerwonego wina. Ojciec wręcz forsował to doroślenie Normana: kochał starszego syna i podejrzewał, jak się wydaje, że sam pożyje niedługo. Kiedy przyszli do niego z wiadomością, że Niemcy zostali rozbici pod Stalingradem, rozłożył ręce i rzekł: „Mnie właśnie dotknął anioł śmierci”. Miał na myśli nie tylko klęskę w stalingradzkiej