K.C. Lynn

Fighting Temptation


Скачать книгу

cię, Jennings, i mówiłem poważnie. Zbliż się do niej choćby na krok, a przysięgam, że pożałujesz. Słyszysz mnie, do kurwy nędzy?

      W restauracji ucichło, wszyscy obserwują, co się wydarzy. Gdy zauważam kogoś wyciągającego komórkę, zaczynam się obawiać, że wezwie policję.

      – Jaxson, proszę cię. Nie chcę, żeby tutaj skończył się nasz wieczór. Weźmy pizzę i zabierajmy się stąd. – Próbuję jakoś do niego dotrzeć, bo nie wyobrażam sobie, żeby spędził swoją ostatnią noc w areszcie, a nie ze mną. W dodatku ojciec Wyatta jest w radzie miasta, to bardzo wpływowy człowiek.

      Na szczęście Antonio wychodzi zza lady i odciąga ich od siebie.

      – No dobrze, dość tego. Śpieszno ci do grobu, Jennings? Znajdź sobie stolik. Jaxson, puść go, synu. Wasza pizza jest gotowa, weź tę oto młodą damę i idźcie, gdzie planowaliście iść.

      Pełna wściekłości twarz Jaxsona znajduje się tuż przy twarzy Wyatta. Jaxson wciąż trzyma kurczowo jego koszulę.

      – Nie żartuję, trzymaj się od niej, kurwa, z daleka. – Odpycha go mocno, po czym robi parę kroków w tył.

      Antonio podaje mi pizzę i kładzie rękę na ramieniu Jaxsona, próbując go uspokoić.

      – Chodźmy, Jax – szepczę i ciągnę go za ramię.

      Jednak on nawet nie drgnie, spogląda za to na Antonia.

      – Ile ci wiszę?

      – Nic, to na koszt firmy. Powodzenia, dzieciaku, zadbaj, żebyś tutaj wrócił.

      – Dzięki, Antonio. Przepraszam za to wszystko.

      Antonio przyjmuje przeprosiny skinieniem głowy, po czym zwraca się do mnie:

      – Dbaj o siebie, młoda damo, i do zobaczenia.

      Kiedy zmierzamy do wyjścia, wszystkie oczy zwrócone są na nas. Natomiast w samochodzie Jaxson traci nad sobą panowanie i uderza pięścią w kierownicę.

      – Kurwa!

      Aż podskakuję, nie spodziewając się takiego wybuchu gniewu.

      Wwierca we mnie twarde spojrzenie, co przygważdża mnie do miejsca.

      – Jula, musisz mi obiecać, że będziesz się trzymać z dala od tego palanta. Zawsze.

      – Co się między wami wydarzyło? Dlaczego się tak nienawidzicie?

      – Po prostu przysięgnij, że nie będziesz się do niego zbliżać. Jeżeli będzie ci się narzucał, od razu idź do Coopera, jasne?

      Jestem trochę zaskoczona, jak bardzo mu na tym zależy.

      – Nic mi nie będzie, jestem pewna, że zaczepia mnie, żeby zaleźć ci za skórę. Zawsze był dla mnie miły.

      – To dlatego, że chce ci się, kurwa, dobrać do majtek! Chryste, Julia, możesz mi po prostu w tej kwestii zaufać? Wiem o nim znacznie więcej niż ty.

      Wygląda na tak spanikowanego, że przybliżam się i go przytulam.

      – Dobrze, przysięgam. Nie martw się. Pójdę do Coopera w razie potrzeby, ale na pewno nic mi nie będzie.

      Puszcza kierownicę i kładzie rękę na moich plecach, przyciągając mnie do siebie i mocno ściskając.

      – Nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś ci się stało – mruczy pod nosem.

      Robi mi się ciepło na sercu i czuję uścisk w gardle. Równocześnie jestem ciekawa, co takiego wie na temat Wyatta, że tak bardzo martwi się o moje bezpieczeństwo.

      – Nic mi nie będzie. To ty dołączasz do SEAL, będziesz w znacznie większym niebezpieczeństwie niż ja. – Ogarnia mnie smutek, gdy przypominam sobie o jego wyjeździe. Łatwo jest zapomnieć o tym w jego ramionach. – Jedźmy już. A tak na przyszłość: proszę, nie bij więcej mojego samochodu.

      – Przepraszam. – Uśmiecha się, ale nie wygląda na specjalnie przejętego.

      Będę tęsknić za tym seksownym uśmieszkiem – będę tęsknić za wszystkim, co związane z Jaxsonem.

***

      Wieczór jest ciepły, chłodna bryza rozkosznie pieści moją rozgrzaną skórę. Jemy głównie w przyjemnej ciszy, szum fal otula mnie i działa uspokajająco na moje nerwy, gdy zastanawiam się, kiedy wyznać mu miłość. Czy powinnam poczekać do końca spotkania, czy zrobić to wcześniej? Ale co będzie, jeżeli wszystko potoczy się źle? Nie chcę, żeby nasz wieczór skończył się za szybko.

      Chcę, żeby trwał wiecznie.

      – Kiedy zaczynasz zajęcia? – pyta Jaxson, sprzątając śmieci po kolacji i wyrywając mnie z burzliwych przemyśleń.

      – Za trzy tygodnie. Kupiłam wczoraj podręczniki. – Chodzę do college’u w Charleston, żeby zdobyć kwalifikacje nauczycielskie, i jestem tym bardzo podekscytowana. – Nie cieszę się na perspektywę spędzenia kolejnych czterech lat w szkole, ale liczę na to, że znajdzie się potem dla mnie praca w podstawówce – odpowiadam.

      – Będziesz świetną nauczycielką, Jula.

      – Dzięki – mówię cicho, uśmiechając się do niego. – No to teraz opowiedz mi, co będzie się działo na tym twoim szkoleniu.

      Unosi brew i patrzy na mnie niepewnie.

      – Na pewno chcesz o tym słuchać?

      – Pewnie, że chcę. – Przysuwam się do niego, żeby usiąść w naszej ulubionej pozycji. Splatam obie ręce z jedną z jego rąk i opieram się o kłodę za nami.

      – Cóż, BUD/S, co oznacza „podstawowy kurs niszczenia podwodnego”, to sześciomiesięczny proces, podzielony na różne etapy. Z tego, co słyszałem, pierwsze osiem tygodni jest dla rekrutów najcięższe, psychicznie i fizycznie. Trzeci tydzień jest najgorszy, nazywają go „piekielnym tygodniem”. Każą nam przejść przez prawdziwe męki, żeby sprawdzić, ile zniosą nasze ciała i umysły. Podobno wielu ludzi odpada przed zakończeniem pierwszych ośmiu tygodni, bo nie dają rady. Ale… – Milknie w pół słowa, ponieważ na mnie zerka i widzi moją przerażoną minę. – Okej, tobie już wystarczy. – Śmieje się.

      – Dlaczego chcesz przez to przechodzić? A co, jeżeli coś ci się stanie?

      – Jula, oni nas tam przecież nie zamierzają pozabijać. Po prostu postarają się, abyśmy żałowali, że żyjemy – żartuje.

      – To nie jest śmieszne – szepczę, a serce ściska mi się ze strachu.

      Otacza ręką moje ramiona, przyciągając mnie blisko.

      – Poradzę sobie. Dam radę, Jula. Nic mi się nie stanie, obiecuję.

      Odwracam twarz w jego stronę, nasze usta są tak blisko, że czuję na swoich jego oddech. Jak gdyby czytając mi w myślach, Jaxson wędruje spojrzeniem do moich warg. Przechodzi mi przez głowę, żeby właśnie teraz wykonać ruch, ale on odwraca wzrok, szybko kończąc tę chwilę.

      Atmosfera staje się trochę krępująca, więc uznaję, że najlepiej teraz wręczyć mu prezent.

      – Mam coś dla ciebie – mówię, siadając prosto, żeby dosięgnąć torebkę.

      – Co? Czemu? Niczego nie potrzebuję – mamrocze.

      Nie lubi dostawać prezentów, ale nie obchodzi mnie to.

      – Przestań marudzić, to nic wielkiego, a poza tym zależy mi, żebyś to dostał. – Wyciągam małe aksamitne pudełeczko i mu je podaję.

      Patrzy na paczuszkę przez dłuższą chwilę i widzę, że czuje się niezręcznie.

      – Nie martw się, to nie obrączka – drażnię się z nim.

      W końcu bierze pudełko, śmiejąc