Katy Regnery

Nigdy nie pozwolę ci odejść


Скачать книгу

najsłodszy z najsłodszych snów lub najsilniejsze urojenie, znów stała przed nim, żywa. Jego Gris. Martwa, a jednak żywa. Czy to możliwe? Czy to możliwe, że jakimś cudem przeżyła? Wykopała się z grobu i przeżyła?

      Nie. Martwi ludzie nie wracają do życia.

      Widzę martwych ludzi. Oszalałem, pomyślał, śmiejąc się z siebie. Bolało jak diabli. Nawet z takimi samymi włosami i podobnymi niebieskimi oczami, to nie mogła być Gris. Była martwa. Widział jej grób. Odwiedził go tego samego dnia, gdy wrócił do Wirginii Zachodniej, i nie było tam śladu po jej ciele, które zostało wywleczone przez dzikie zwierzęta. Odeszła. Odeszła, odeszła, odeszła. Ale jednak… gdyby mógł podejść trochę bliżej, może dałby radę spojrzeć jej w oczy… by się upewnić.

      Pokręcił gwałtownie głową, krew i ślina bryzgały na obie strony, kiedy próbował zablokować gratulującą mu i wiwatującą widownię, mocno odpychając każdego, kto stanął mu na drodze. Przetarł oczy dłonią, po czym znów skupił na niej wzrok. Czuł, jak drętwieje mu klatka piersiowa i staje serce. Z przerażeniem przeniósł wzrok na jej podbródek. Pod ustami widniała pięciocentymetrowa blizna.

      Znów spojrzał jej w oczy, a w uszach słyszał kołatanie własnego serca, które zagłuszało odgłosy wokół niego. Pierwszy raz od dziesięciu lat poczuł jej imię na swoim języku, wypłynęło z zaginionego i prawie zapomnianego miejsca.

      Ostrze noża przebiło jego bok pierwszy, drugi, trzeci raz. Czuł obcy ból, ale wciąż poruszał się naprzód.

      Nie spuszczając jej z oczu, zepchnął kolejną osobę ze swojej drogi, po czym odsunął następnego fana, który chciał położyć rękę na jego ramieniu. Poczuł, jak czwarty cios przecina jego skórę, sprawiając, że lekko się zgiął i jęknął z bólu, lecz wciąż patrzył jej w oczy. Nie mógł pozwolić jej odejść. To niemożliwe, żeby żyła, ale jednak, w jakiś sposób… znów spojrzał dla pewności na jej bliznę, była tam.

      Był prawie na miejscu. Dwa kroki dzieliły go od wyjścia z ringu. Wyciągnąłby do niej ręce i wpadł w jej ramiona. Postawił stopę na stogu siana i zebrał wszystkie siły, by przez niego przejść. Quint krzyczał coś, pochylając się nad Sethem, lecz ten był całkowicie skupiony na dziewczynie.

      – G-G-Gris? – zaszlochał. Otworzyła szeroko oczy na moment przed tym, jak jej twarz została ostro szarpnięta w bok. Jej ciało było wiotkie. Upadła w ramiona mężczyzny, z którym się kłóciła, a Seth krzyknął:

      – G-G-Griiiiiiis!

      Chwiejnym krokiem posuwał się do przodu, wyciągając do niej ręce, kiedy nagle poczuł z tyłu głowy cios i runął na ziemię. Jego nieprzytomne ciało upadło gwałtownie między snopkami siana, wchłaniającymi jego krew.

      Rozdział 7

      

      Było bardzo ciemno, jak każdej nocy, i zaczynało się ochładzać. Griselda zgadywała, że był już późny wrzesień albo wczesny październik, co oznaczało, że mieszkali w piwnicy mężczyzny od roku i trzech miesięcy. Za kilka miesięcy skończy dwanaście lat.

      Mężczyzna był na dole godzinę temu i przyniósł im po misce wodnistej owsianki, którą zjedli na ławce, podczas gdy mężczyzna czytał im Biblię. Jak tylko skończyli jeść, zamknął Griseldę z powrotem w jej pomieszczeniu. Nasłuchiwała, jak wchodził na górę po schodach i zamykał drzwi. Około pół godziny później usłyszała silnik jego furgonetki.

      Od teraz – na następnych kilka godzin – nastanie spokój, lecz istnieje szansa, że wróci do nich później, żądny zemsty i zionący whiskey. Postawi przed nimi dwa wiadra wypełnione gorącą wodą z wybielaczem i będzie kazał im czyścić podłogę w piwnicy aż do świtu.

      Bezczynne ręce są placem zabaw diabła! A ty, Ruth, jesteś dzieckiem szatana!

      Popękane dłonie wciąż bolały ją po całym dniu intensywnej pracy w ogrodzie i marzyła, by posiadali coś innego niż olej do piły łańcuchowej, by mogła posmarować rany. Wpadła na pomysł, żeby nacierać nim ręce, lecz zostało im już tylko pół pojemnika. Mieli szczęście, że znaleźli go gdzieś między narzędziami. Pomyślała, że lepiej nie marnować oleju i poczekać do jutra. Do tego czasu jej ręce nasiąkną wybielaczem i będą piekły, jakby wsadziła je w ogień.

      Przeczołgała się przez dziurę w ścianie i usiadła na podłodze przy łóżku Holdena, opierając ramiona o zardzewiałą, metalową ramę łóżka.

      – Hej – powiedział delikatnie.

      – Hej.

      – Ch-ch-chcesz się położyć?

      – Nie – odpowiedziała.

      Czasami, kiedy kładła się obok niego na łóżku, przez chwilę czuła się bezpieczna i było jej tak ciepło, że potrafiła oszukać swój mózg i wyobrazić sobie, że nie byli porwani i przetrzymywani w piwnicy. Jednak największy ból sprawiał jej powrót do rzeczywistości.

      Holden przysunął się do krawędzi łóżka, blisko jej głowy, więc kiedy oddychał, czuła ciepło jego oddechu na swoim uchu, co sprawiało, że przechodziły ją przyjemne dreszcze.

      – O-o-opowiedz mi bajkę, Gris.

      – Bajkę?

      – Tak. S-s-skończyłaś dziś tę o miejskim kocie i wiejskiej myszy.

      – I już chcesz kolejną? – przekomarzała się. Przymknęła oczy, podczas gdy on brał wdech, a potem wydech.

      – P-p-proszę, Gris.

      – Dobra – odrzekła, łagodniejąc, jak zawsze, i uśmiechając się w ciemności, ponieważ dobrze było czuć się potrzebną. – Bajkę? O czym?

      – Może o czymś z dobrym zakończeniem?

      – Mmm – westchnęła. – Dobre zakończenie. Bajki tego typu to twoje ulubione, Holden?

      – Oczywiście, że tak.

      – Dobrze. Daj mi minutkę na zastanowienie się.

      Rozmyślała o baśniach, które czytała, zanim mężczyzna ich porwał i zamknął w piwnicy. Pozwoliła, by wszystkie postaci i wątki zmieszały się ze sobą i stworzyły coś oryginalnego.

      – Dawno, dawno temu była sobie księżniczka. Księżniczka…

      – Griselda? – zaproponował Holden, który, jak zauważyła, prawie się nie zacinał, kiedy opowiadała mu bajki, tak jakby na chwilę o tym zapomniał.

      – Nie, głuptasie. Nie jestem księżniczką. Księżniczka… Promyk. Księżniczka Promyk była najpiękniejszą dziewczyną w królestwie. Jej włosy były tak białe, że błyszczały niczym srebro, a oczy tak niebieskie, że wyglądały jak letnie niebo. Była serdeczna i szczera, a jej serce należało do księcia…

      – Holdena.

      Zachichotała.

      – Nie. Księcia… Zmierzch.

      – Z-zmierzch?

      – Tak. Ona jest promiennym słońcem, a on cichym końcem dnia.

      Wiedziała, że Holden uśmiechał się, nawet jeśli nie mogła ujrzeć jego twarzy; ona też się uśmiechała.

      – Tak czy siak, była też zła księżniczka, która była zazdrosna o księżniczkę Promyk. Była jej siostrą. Nazywała się księżniczka Burzowa i miała