Arnold Schwarzenegger

Pamięć absolutna. Nieprawdopodobnie prawdziwa historia mojego życia


Скачать книгу

wyjaśniłem. – Ale faktycznie to zabawny facet.

      – O tak, prześmieszny. – Artie i Josie także nie mogli powstrzymać się od śmiechu.

      Kilka dni później zapytałem Franca:

      – Wiesz, dlaczego było ci tak wesoło?

      I opowiedziałem mu o ciastku.

      – Wiedziałem, że coś w nim było! – wykrzyknął. – Musisz mnie nim jeszcze kiedyś poczęstować, pycha!

      Okazało się jednak, że organizm Franca źle zareagował na szczepionkę przeciwko ospie wietrznej, której poddał się przed wyjazdem z Monachium. Spuchło mu ramię, miał gorączkę i dreszcze, stracił apetyt. Trwało to kilka tygodni. Co parę godzin podawałem mu napoje proteinowe, bałem się jednak, że umrze, więc w końcu sprowadziłem lekarza, który orzekł, że Franco dojdzie do siebie.

      Zrobiłem Francowi taką reklamę, że Joe Weider nie mógł się doczekać, kiedy go pozna i zobaczy jego muskulaturę. Jednak mój przyjaciel schudł z siedemdziesięciu siedmiu kilogramów do około sześćdziesięciu. Gdy przychodził Joe, polecałem Francowi chować się do łazienki, a Joemu mówiłem: „A, Franco! Nie ma go, znowu poszedł do Gold’s, żeby potrenować”. Albo: „Tak, tak, on też bardzo chce cię poznać, ale zależy mu, żeby dobrze wyglądać, więc poszedł na plażę się poopalać”.

      Franco miał mieszkać razem ze mną, jednak miałem tylko jedną sypialnię, więc spał na rozkładanej kanapie w salonie. Panowała tam taka ciasnota, że nawet nie było gdzie powiesić plakatów. Jednak w Monachium mieszkałem w schowku w siłowni, więc teraz takie mieszkanie stanowiło dla mnie luksus. Franco podchodził do tego tak samo. Mieliśmy salon i sypialnię, no i zasłony. Plaża znajdowała się trzy przecznice dalej. W łazience były umywalka, klozet, wanna z prysznicem, i to znacznie nowocześniejsze niż w Europie. Miejsca było mało, ale czuliśmy, że jesteśmy u siebie.

      Wiele razy odwiedzałem Franca w jego pokoju w Monachium. Zawsze bardzo dbał o czystość, wiedziałem więc, że będzie dobrym współlokatorem. W naszym mieszkaniu panował idealny porządek. Regularnie odkurzaliśmy, od razu po posiłkach zmywaliśmy naczynia, żeby nie stały w zlewie; i zawsze ścieliliśmy łóżko, po wojskowemu. Obaj mieliśmy zwyczaj wcześnie wstawać i sprzątać po sobie przed wyjściem. Gdy człowiek robi coś regularnie, wchodzi mu to w krew i kosztuje coraz mniej wysiłku. Nasze lokum było czystsze niż mieszkania wszystkich moich znajomych, których odwiedzałem, zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Zwłaszcza kobiet, które żyły jak prosięta.

      Franco gotował, a ja zmywałem, taka była umowa. Szybko znalazł w okolicy wszystkie włoskie sklepiki, w których kupował makaron, ziemniaki, mięso. Na supermarkety kręcił nosem.

      – Ach, ci Amerykanie – narzekał. – Trzeba chodzić do małych sklepów, włoskich sklepów.

      Stale przynosił do domu jakieś małe paczki albo słoiki i stwierdzał:

      – Kupisz to tylko u Włocha.

      Dobrze nam się żyło w tym mieszkaniu – dopóki właściciel nas nie wyrzucił. Któregoś dnia zapukał do drzwi i powiedział, że mamy się wynieść, bo to jednoosobowy lokal. Wówczas w południowej Kalifornii dwaj faceci zajmujący mieszkanie z jedną sypialnią wydawali się podejrzani. Wyjaśniłem, że Franco śpi na kanapie w salonie, lecz facet nie chciał ustąpić.

      – To mieszkaniu dla jednego lokatora.

      I tak myśleliśmy o większym lokum, więc specjalnie się nie przejęliśmy. Znaleźliśmy niedaleko piękne mieszkanie z dwiema sypialniami i przeprowadziliśmy się do niego.

      Było tam dużo miejsca na ścianach, ale nie mieliśmy ich czym udekorować, nie stać mnie było na kupowanie obrazów. Jednak któregoś dnia w Tijuanie zobaczyłem plakat przedstawiający kowboja z dwoma koltami. Kosztował tylko pięć dolarów, więc go kupiłem. Po powrocie do domu przykleiłem plakat taśmą do ściany. Wyglądał wspaniale.

      Niedługo potem przyszedł do nas Artie. Gdy tylko zobaczył kowboja z plakatu, zaczął prychać i robić miny.

      – Uch, co za głupek – rzucił.

      – O czym ty mówisz? – zapytałem.

      – Jezu, o Reaganie.

      – To wspaniały plakat. Znalazłem go w Tijuanie.

      – A wiesz, kogo przedstawia?

      – Uhm, tam na dole jest napisane „Ronald Reagan”.

      – To gubernator stanu Kalifornia.

      – Naprawdę?! – zawołałem. – Niesamowite. To jeszcze lepiej. Mam na ścianie gubernatora stanu Kalifornia.

      – Taaa, kiedyś grywał w westernach – wyjaśnił Artie.

      Gdy Franco został moim partnerem do treningu, mogłem skupić się na zawodach kulturystycznych, w których zamierzałem startować. Chciałem za wszelką cenę wygrać w turnieju IFBB o tytuł Mister Universe, którego nie udało mi się zdobyć w Miami. Przegrana z Frankiem Zane’em wciąż tak mnie bolała, że zależało mi nie tylko na zwycięstwie, pragnąłem wygrać w takim stylu, żeby ludzie zapomnieli o moich poprzednich porażkach.

      Potem miałem zamiar polecieć do Londynu i znów wygrać w tamtejszych zawodach Mister Universe. Wtedy, w wieku dwudziestu czterech lat, miałbym na koncie cztery tytuły Mister Universe, zdobyte po obu stronach Atlantyku. Do tej pory nikt nie osiągnął więcej w tej dyscyplinie sportu. To dałoby mi rozpęd, który w swoim odczuciu straciłem, odzyskałbym nimb skazanego na sukces, dzięki któremu znalazłem się w blasku reflektorów i który tak działał ludziom na wyobraźnię. A co najważniejsze, byłby to jasny przekaz, że w świecie kulturystyki liczą się tylko dwaj mistrzowie: Sergio Oliva i ja. Zamierzałem przeskoczyć z szóstej czy ósmej pozycji na pierwszą albo drugą. Musiałem zrobić wszystko, aby do tego doprowadzić, po to przecież przyjechałem do Ameryki. Gdybym to osiągnął i umocnił swojąpozycję w kulturystyce, znalazłbym się w drodze na szczyt. I nikt nie mógłby mnie powstrzymać.

      Następnym wielkim celem byłoby pokonanie Sergia Olivy i zdobycie tytułu Mister Olympia. Nie zamierzałem popełnić tego samego błędu co w Miami, gdy myślałem, że wygram bez trudu. Trenowałem tak ciężko, jak tylko mogłem.

      Organizacja zawodów Mister Universe w Miami była eksperymentem i w 1969 roku Weiderowie przenieśli je z powrotem do Nowego Jorku. Żeby podgrzać atmosferę, postanowili urządzić turnieje Mister America i Mister Olympia tego samego dnia, w sąsiednich salach Brooklińskiej Akademii Muzycznej, największej hali widowiskowej na Brooklynie.

      Przez cały rok byłem promowany wraz z innymi czołowymi kulturystami na łamach czasopism Joego, ale zawody Mister Universe były moim pierwszym większym turniejem od poprzedniej jesieni. Nie mogłem się doczekać, kiedy się przekonam, jak moje świeżo zamerykanizowane ciało zostanie ocenione przez sędziów i fanów. Zawody przebiegły nawet lepiej, niż planowałem. W jednej z najtrudniejszych kategorii pobiłem wszystkich konkurentów na głowę. Tysiące powtórzeń na urządzeniach Joego Golda pomogły mi zdefiniować mięśnie tak dobrze, że ani wysocy, ani niscy zawodnicy nie stanowili dla mnie zagrożenia. Poza tym miałem już kalifornijską opaleniznę!

      Wygrałem z taką przewagą, że znowu zacząłem myśleć o udziale w zawodach Mister Olympia. A co, jeśli nie doceniłem postępów, jakich dokonałem? Gdybym pokonał Sergia, byłbym królem!

      Rankiem w dzień zawodów Sergio pojawił się w swoich szpanerskich ciuchach: szytym na miarę kraciastym garniturze z kamizelką, ciemnym krawacie, czarnych skórzanych butach, modnym kapeluszu i z mnóstwem biżuterii. Docinaliśmy sobie przez chwię, oglądając eliminacje zawodów Mister America.

      – Hej, Monster, jak tam forma? – spytałem.

      – Oj,