James Ellroy

Sześć tysięcy gotówką


Скачать книгу

marksistą. Jestem kozłem ofiarnym. Nie będę się na ten temat rozwodził. Jestem za Fidelem. Oskarżam Stany Zjednoczone. Gardzę ich występkami wobec Kuby. Gardzę uchodźcami. Gardzę CIA. National Fruit to zło w czystej postaci. Zatoka Świń była szaleństwem.

      Littell się zgadzał. Oswald zabiegał o przyjaciół. Łącznik Guya o tym wiedział. Littell pozostał oschły. Oswald to wyczuł. Oswald nic sobie z tego nie robił.

      Trochę faktów. Trochę bredzenia wariata. Nie kochasz mnie – więc zabiję cię przy pomocy Prawdy.

      Littell wyszedł. Przedtem skuł Oswalda z powrotem. Skuł go ciasno.

      Znaki przy autostradzie się zamazywały. Drogowskazy migały. Oznaczenia zjazdów z autostrady umykały. Littell dostrzegł „Grandview”. Littell zjechał na prawo. Zjechał z autostrady.

      Zobaczył ukośne pasy na asfalcie. Zobaczył przydrożny bar.

      Proszę…

      Budynek przed nim – motelowe pokoje – jeden długi szereg.

      Przeciął drogę dojazdową. Zaparkował przy barze. Przeszedł się wzdłuż pokoi. Zmrużył oczy. Dostrzegł „14”.

      Proszę… drzwi uchylone. I Arden na łóżku.

      Littell wszedł. Zamknął drzwi. Wpadł na telewizor. Wyłączony. Pudło było ciepłe. Wyczuł papierosy.

      Arden rzekła:

      – Siądź tutaj.

      Littell usiadł. Sprężyny w łóżku się ugięły. Arden przesunęła nogi.

      – Wyglądasz inaczej bez okularów.

      – Potłukły się mi.

      Upięła wysoko włosy. Włożyła sukienkę z zielonej dzianiny.

      Littell włączył lampę. Arden zamrugała. Littell pochylił lampę. To nieco zmniejszyło blask.

      – Co zrobiłaś ze swoimi rzeczami?

      – Wynajęłam magazyn.

      – Na własne nazwisko?

      – Żartujesz chyba. Wiesz przecież, że nie jestem taka niemądra.

      Littell zakaszlał.

      – Oglądałaś telewizję.

      – Tak jak cały kraj.

      – Wiesz o rzeczach, o których inni nie wiedzą.

      – My mamy swoją wersję, oni swoją. Czy to próbujesz powiedzieć?

      – Teraz to ty chyba żartujesz.

      Arden przytuliła do siebie poduszkę.

      – Jak go przekonałeś? Jak można sprawić, żeby ktoś zrobił coś tak szalonego przed kamerami telewizji?

      – Trzeba zacząć od tego, że on sam był szalony. A stawka niekiedy jest tak wysoka, że może zdziałać cuda.

      Arden pokręciła głową.

      – Nie chcę znać szczegółów.

      Littell pokręcił głową.

      – Nie musimy o tym mówić.

      Arden się uśmiechnęła.

      – Zastanawiam się, dlaczego zadajesz sobie tyle trudu, by mi pomóc.

      – Wiesz dlaczego.

      – Mogę poprosić, byś to powiedział.

      – Powiem. Jeśli będziemy ciągnąć to dalej.

      – To? Czy zdefiniujemy w końcu cokolwiek w naszych stosunkach?

      Littell zakaszlał – przepełnione popielniczki/ zastały dym z papierosów.

      – Popraw mnie, jeśli się mylę. Miewałaś już kłopoty, zdarzało ci się uciekać, wiesz, jak to się robi…

      Arden skinęła.

      – Jestem w tym niezła.

      – To dobrze, bo mogę dla ciebie zdobyć zupełnie nową tożsamość.

      Arden założyła nogę na nogę.

      – Czy to zawiera w sobie jakąś klauzulę o jawności?

      Littell pokiwał głową.

      – Możemy zatrzymać parę sekretów dla siebie.

      – To ważne. Nie lubię kłamać, chyba że naprawdę muszę.

      – Jadę na kilka dni do Waszyngtonu. Potem będę musiał urządzić się w Las Vegas. Tam możesz się ze mną spotkać.

      Arden złapała papierosy. Paczka była pusta – odrzuciła ją.

      – Oboje wiemy, kto za tym stoi – rzekła. – A ja wiem, że wszyscy oni mają związki z Vegas.

      – Ja dla nich pracuję. To jeden z powodów, dla których będziesz ze mną bezpieczna.

      – Bezpieczniej czułabym się w LA.

      Littell się uśmiechnął.

      – Tam mieszka pan Hughes. A mnie będzie potrzebny dom albo mieszkanie.

      – No to się spotkamy. Na tyle mogę ci zaufać.

      Littell spojrzał na zegarek – 13.24 – złapał telefon przy łóżku.

      Arden skinęła głową. Przeciągnął telefon do łazienki. Sznur o mało co nie pękł. Zamknął drzwi. Wykręcił do Adolphusa. Centrala go połączyła.

      Odebrał Pete.

      – Tak?

      – To ja.

      – No. Jesteś moim bohaterem tygodnia. Nie miałem stuprocentowej pewności, czy to zrobi.

      – A co z Moorem?

      – Koniec. Będę go śledził i go dorwę.

      Littell się rozłączył. Littell wrócił. Littell upuścił telefon na fotel.

      Usiadł na łóżku. Arden się przysunęła. Arden rzekła:

      – Powiedz to.

      – Chwytam się samych niewłaściwych rzeczy i chcę, by wynikło z tego coś dobrego.

      – To nie wystarczy.

      Littell powiedział:

      – Pragnę cię.

      Arden dotknęła jego nogi.

      12

      (Dallas, 24 listopada 1963)

      Powtórki:

      Kciuk. Pete i Moore. Jack zabójca i Lee zabójca.

      Wayne jechał autostradą I-35. Powtórki się mnożyły. Towarzyszył im dźwięk:

      Wayne dzwoni do Moore’a. Mówi: „Spotkajmy się. Wpadłem na trop Durfee’ego”. Kłamie. Sypie szczegółami. Zakłócenia trzeszczą na linii i chrzanią połączenie.

      Moore słyszy ostatnie słowo. Moore mówi: „…się zabawimy”.

      Autostrada biegła płasko. Płaska i pusta wstążka czarnego asfaltu. Wzdłuż niej po bokach piaszczysta równina. Piaszczysta równina i suche zarośla. Zajęczy szkielet. Piach chrzęszczący w układzie wentylacji.

      Dźwięk się zniekształcił. Rozmowę przerwało. Przez ten show Jacka i Lee wszystko mu się pieprzyło.

      Wyskoczył jakiś królik. Wpadł na drogę. Umknął gładko przed jego kołami. Zerwał się wiatr. Wzbił w powietrze suche owoce krzewów i kawałki papieru.

      Oto i znak: „Parking nr 10”.

      Wayne