James Ellroy

Sześć tysięcy gotówką


Скачать книгу

nie puścił listu gończego. Nie wydał nakazu zatrzymania. Opisał tylko spieprzoną akcję z graczami w kości. Jeden gość stracił rzepkę w kolanie. Drugi – litr krwi. Trzeci – palec u nogi.

      Pan Bowers stracił kciuk. Wayne zmagał się z tym obrazem – przez całą noc widział jego powtórki.

      Przez całą noc się rzucał. Oglądał telewizję. Wykonywał telefony. Zadzwonił do straży granicznej. Wydał nakazy zatrzymania. Cztery patrole trafiły na podobnych osobników i oddzwoniły.

      Wendell Durfee miał jakieś blizny po nożu – fatalnie, kurwa mać – zatrzymani nie mieli żadnych blizn.

      Zadzwonił do Lynette. Zadzwonił do Wayne’a Seniora. Lynette opłakiwała JFK. Wygadywała sztampowe bzdury. Wayne Senior sypał żartami:

      Ostatnim słowem Jacka była „cipka”. Jack na łożu śmierci obmacywał pielęgniarkę i zakonnicę.

      Podeszła Janice. Janice wychwalała elegancję Jacka. Janice opłakiwała jego fryzurę. Wayne się roześmiał. Wayne Senior był łysy. Janice Tedrow – touché!

      Zadzwonili z obsługi. Powiedzieli: „Przykro nam. Wiemy, że spóźniamy się z pańską kolacją”.

      Wayne oglądał telewizję. Podkręcił dźwięk. Trafił na konferencję prasową.

      Dziennikarze rzucali pytania. Jeden gliniarz się burzył. Oswald był „samotnym katem!”. Wayne zobaczył Jacka Ruby’ego. Jack niósł psa. Rozdawał pióra wieczne w kształcie fiuta i inne erotyczne gadżety.

      Gliniarz się uspokoił. Powiedział: „Jutro przenosimy Oswalda – najlepiej chyba tak przed południem”.

      Zadzwonił telefon. Wayne ściszył dźwięk. Odebrał.

      – Słucham?

      – Tu Buddy Fritsch. Przez cały dzień próbowałem się do ciebie dodzwonić.

      – Przepraszam, panie poruczniku. Tutaj wszystko stoi trochę na głowie.

      – Domyślam się. Domyślam się także, że wpadłeś na Wendella Durfee’ego i pozwoliłeś mu uciec.

      Wayne zacisnął pięści.

      – Kto panu powiedział?

      – Straż graniczna. Weryfikowali twój list gończy.

      – Chce pan usłyszeć moją wersję?

      – Nie chcę słyszeć żadnych wymówek. Nie chcę wiedzieć, dlaczego wałkonisz się w swoim luksusowym apartamencie, podczas gdy powinieneś być w terenie i przetrząsać okoliczne zarośla.

      Wayne kopnął podnóżek. Walnął nim w telewizor.

      – Czy wie pan, jak długa jest granica? Wie pan, jak wiele jest tam przejść?

      Fritsch zakaszlał.

      – Wiem, że siedzisz z dupą i czekasz na to, aż do ciebie oddzwonią, a to nigdy nie nastąpi, jeżeli ten smoluch zapadł się pod ziemię gdzieś w Dallas. I wiem jeszcze, że używasz sobie teraz za te sześć kawałków, które dali ci chłopcy od kasyn, nie kiwając palcem w sprawie, za której załatwienie ci zapłacili.

      Wayne kopnął dywanik.

      – Nie prosiłem o te pieniądze.

      – Jasne, że nie. Ale też nie odmówiłeś ich przyjęcia, bo jesteś typem kolesia, który lubi, by wilk był syty i owca cała, więc…

      – Panie poruczniku…

      – Nie przerywaj mi, dopóki nie przewyższysz mnie rangą, i pozwól, że coś ci teraz powiem. W Wydziale na dwoje babka wróżyła. Są chłopcy, którzy twierdzą, że Wayne Junior to facet z jajami, ale są też tacy, co mówią, żeś ciota. Zrozum, jeżeli załatwisz to, jak należy, zamkniesz tym drugim gęby i sprawisz, że wszyscy będą z ciebie naprawdę dumni.

      Do oczu nabiegły mu łzy.

      – Panie poruczniku…

      – Tak już lepiej. To jest Wayne Junior, którego chętnie słucham.

      Wayne przetarł oczy.

      – On jest na granicy. Intuicja mi to podpowiada.

      Fritsch się roześmiał.

      – Myślę, że intuicja podpowiada ci wiele rzeczy, a ja podpowiem ci jedno. Te akta, które ci dałem, pochodziły od szeryfa, więc sprawdź, czy są też jakieś w Wydziale Policji. Ten czarnuch musi znać jakichś innych czarnuchów w Dallas albo nie nazywam się Byron B. Fritsch.

      Wayne chwycił kaburę. Zatkane ucho wreszcie się odblokowało.

      – Zrobię, co w mojej mocy.

      – Nie. Ty go znajdziesz i zabijesz.

      Wartownik przy drzwiach go wpuścił. Za nim wdarli się Shrinersi3. Na schodach panował ścisk. W korytarzach tłok. Windy były pełne jak konserwy z sardynkami.

      Ludzie wpadali na siebie. Ludzie pochłaniali hot dogi. Ludzie rozlewali kawę i colę. Shrinersi się pchali. Mieli na głowach te swoje śmieszne czapeczki. Wymachiwali piórami i notesami na autografy.

      Wayne szedł za nimi. Stratowali operatorów kamer. Przeciskając się, torowali sobie drogę na górę.

      Dotarli na drugie piętro. Dotarli do pokoju operacyjnego. Był zatłoczony ponad miarę. Gliniarze. Dziennikarze. Przestępcy przykuci kajdankami do krzeseł. Poprzypinane identyfikatory: odznaki policji policyjne/ gwiazdy Biura Szeryfa/ legitymacje prasowe.

      Wayne przypiął swoją odznakę. Hałas sprawiał mu ból. Ucho znów się zatkało. Obejrzał się. Zobaczył część przeznaczoną tylko dla pracowników. Zobaczył dziuple przesłuchań i drzwi do pokoi.

      Włamania/Włóczęgostwo. Kradzieże samochodów/ Fałszerstwa. Zabójstwa/Podpalenia/Kradzieże.

      Ruszył tam. Potknął się o jakiegoś menela. Jakiś pismak się zaśmiał. Menel potrząsnął łańcuszkiem od kajdanek. Menel wygłaszał monolog:

      Jackie potrzebny jest teraz wielki braciole. Wdowy za tym przepadają. W „Playboyu” tak napisali.

      Wayne skręcił w boczny korytarz. Zaczął odczytywać tabliczki na drzwiach. Wayne ujrzał Maynarda Moore’a. Moore go nie zauważył. Moore stał w jakimś składziku. Uruchamiał powielacz.

      Wayne przemknął obok. Potem minął pokój socjalny. Potem usłyszał ryczący telewizor. Jakiś gliniarz oglądał konferencję prasową – na żywo z piętra niżej.

      Wayne zaglądał do pokoi. Minął go Jack Ruby – uwieszony jakiegoś niesamowitego draba. Czepiał się go. Zawracał mu głowę. Biadolił:

      – Pete, Pete, błaaagam.

      Wayne znalazł się koło celi. W środku miotali się jacyś frajerzy. Jeden zbok wystawił przez oczko w siatce swego fiuta. Głaskał go. Kręcił nim. Śpiewał coś o uroczym wieczorze.

      Wayne zawrócił. Znalazł archiwum. Klitka z dwunastoma szufladami – dwie z nich oznaczone jako „Znane kontakty”.

      Zamknął za sobą drzwi. Otworzył szufladę „A–L”. Znalazł niebieską kartotekę:

      Durfee, Wendell.

      Przejrzał ją. Ciągle powtarzające się bzdury i jeden nowy kontakt:

      Rochelle Marie Freelon – ur. 3.10.1939. Dwoje dzieci z Walniętym Wendellem. Harvey Street 8819/ Dallas.

      Dwie notatki:

      8.12.1956: Rochelle ukrywa Wendella/szeryf chce go dorwać/ ma już dziewięć nakazów zatrzymania. 5.07.1962: Rochelle pogwałca warunki swojego zwolnienia warunkowego.

      Opuszcza