James Ellroy

Sześć tysięcy gotówką


Скачать книгу

o Liddy Baines: żadnych listów gończych/ żadnych nakazów aresztowania/ brak samochodu.

      Dojechali do rogu Osiemdziesiątej Trzeciej i Clifford. Po drodze mijali złomowiska i wysypiska śmieci. Sklepy z gorzałą i banki krwi. Meczet Mahometa nr 12.

      Minęli zaułek. Dostrzegli w nim: uliczne latarnie/ twarze/ rozłożony koc.

      Jeden grubas rzucił kości. Drugi zdzielił go w czoło. Jakiś chudy zgarnął gotówkę.

      Moore zatrzymał się przy Osiemdziesiątej Drugiej. Moore wziął pompkę. Wayne wyciągnął swój rewolwer. Moore wetknął do uszu zatyczki.

      – Jeśli tam jest, aresztujemy go. Zabierzemy w jakieś ustronne miejsce i tam stukniemy.

      Wayne usiłował coś powiedzieć. Gardło mu się ścisnęło. Zapiszczał tylko. Moore mrugnął. I zarechotał.

      Zbliżali się. Trzymali się w cieniu. Skuleni. Powietrze było suche. Grunt się zapadał. Wayne omal się nie przewrócił.

      Weszli w zaułek. Wayne usłyszał bezsensowną paplaninę. Wayne ujrzał Wendella Durfee’ego.

      Nogi się pod nim ugięły. Potknął się. Kopnął puszkę po piwie. Gracze w kości się ożywili.

      Co jest?

      Kto to?

      O rany, to wy?

      Moore wycelował. Moore wypalił. Moore trafił trzech mężczyzn. Dostali w nogi. Posiekał ich koc. Posiekał pieniądze.

      Huk wystrzału – ryk dwunastki – mnóstwo decybeli w wąskim zaułku…

      Wayne’owi zaparło dech. Wayne ogłuchł. Wayne oślepł. Moore strzelił w kosz. Śmietnik dosłownie poszybował.

      Wayne przetarł oczy. Odzyskał częściowo wzrok. Gracze w kości wrzeszczeli. Rozproszyli się. Wendell Durfee biegł.

      Moore wycelował wyżej. Trafił w ścianę. Śruciny odbijały się i świszczały. Trafiły w kapelusz Durfee’ego. Posiekały opaskę. Urwały piórko.

      Durfee biegł. Wayne biegł.

      Celował wysoko i w bok. Durfee zaczął mierzyć ze swojej. Wypalili. Błyski wystrzałów oświetliły wąską uliczkę. Pociski walnęły w ściany.

      Wayne to widział. Wayne to czuł. Wayne kompletnie nic nie słyszał.

      Strzelił. Chybił. Durfee strzelił. Durfee chybił. Płomienie z luf. Fale dźwiękowe. Zero normalnego dźwięku.

      Biegli. Stanęli. Wypalili. Rzucili się sprintem.

      Wayne wystrzelił sześć pocisków – cały bębenek. Durfee wystrzelił osiem pocisków – cały magazynek.

      Błyski zanikły. Zero światła. Zero orientacji, dokąd iść…

      Wayne się potknął.

      Poślizgnął się. Przewrócił. Upadł. Najadł się piachu z zaułka. Poczuł zapach kordytu. Trafił językiem na niedopałki papierosów i pył.

      Przekręcił się na plecy. Ujrzał lampy na dachach. Ujrzał błyski policyjnych kogutów. Dwa radiowozy – za jego plecami – fordy Wydziału Policji.

      Usłyszał jakieś dźwięki. Wstał. Złapał oddech. Odwrócił się i zaczął iść. Jego buty chrzęściły na żwirze. Słyszał to.

      Stał tam Moore. Stali gliniarze. Gracze w kości leżeli na brzuchu. Skuci w nadgarstkach/kostkach/rozpieprzeni.

      Porozrywane spodnie. Oparzenia i dziury od śrutu – rany aż do samych kości.

      Rzucali się. Do Wayne’a dobiegały krzyki.

      Moore podszedł. Moore coś mówił. Moore wrzeszczał.

      Wayne wychwycił: „Bowers”. Uszy się odetkały. Zaczął odbierać dźwięki.

      Moore pokazał swoją torebkę śniadaniową. Otworzył ją. Wayne zobaczył krew i chrząstkę. Ujrzał ludzki kciuk.

      5

      (Dallas, 23 listopada 1963)

      Wieńce w oknach/ flagi/ ołtarzyki na parapetach. 8.00 rano – jeden dzień później – osiedle Glenwood Apartments kocha Jacka.

      Dwie kondygnacje. Dwanaście okien od frontu. Kwiaty i gadżety związane z JFK.

      Littell oparł się o wóz. Rozciągała się przed nim fasada budynku. Littell łapał słońce. Namierzył wóz Arden Smith. Namierzył jej wynajętego dostawczaka U-Haul.

      Pożyczył samochód z FBI. Sprawdził Arden Smith. Wydawała się czysta. Zdobył dane jej wozu. Namierzył jej chevroleta.

      Podpadła mu. Widziała strzał. Wybiegła z Wydziału Policji. Wynajęcie dostawczaka to jak przyznanie, że jest UCIEKINIERKĄ.

      Mieszkała pod 2D. Sprawdził od podwórza. Jej okna wychodziły właśnie tam – żadnych flag/ żadnych błyskotek/ żadnego ołtarzyka.

      Pracował do północy. Znalazł sobie kawałek miejsca w komendzie. Na drugim piętrze był istny dom wariatów. Gliniarze wałkowali Oswalda. Roiło się od kamer i dziennikarzy.

      Jego numer z menelami się powiódł. Rogers uciekł. Menele nawiali bez przeszkód. Widział się z Guyem Banisterem i kazał mu przycisnąć Lee Bowersa.

      Przeczytał zeznania świadków. Przejrzał notatki Wydziału Policji. Brakowało w nich pewności. Pan Hoover wydał nakaz. Do śledztwa włączyli się agenci. Materiał dowodowy wskazujący na samotnego strzelca był w porządku.

      Problem stanowił Lee Oswald. Tak twierdził Guy. Guy nazywał go świrem.

      Lee nie strzelał. To była robota zawodowca. Strzelał z tego samego piętra, na którym znajdował się Oswald. Rogers strzelał z miejsca przy ogrodzeniu.

      Lee znał swojego łącznika z Guyem. Gliniarze i federalni pracowali nad nim całą noc. Nie podał żadnych nazwisk. Guy twierdził, że wie dlaczego.

      Chłoptaś łaknął uwagi. Chłoptaś był nieźle walnięty. Chłoptaś pławił się solo w świetle jupiterów.

      Littell spojrzał na zegarek – 8.16 – słońce i niskie chmury.

      Policzył flagi. Policzył wieńce. Glenwood kochało Jacka. Wiedział dlaczego. On też kiedyś kochał Jacka. I kochał Bobby’ego.

      Nigdy nie spotkał Jacka. Bobby’ego spotkał raz.

      Usiłował do nich dołączyć. Kemper Boyd go polecał. Bobby olał takie referencje. Lojalność Boyda okazała się elastyczna. Boyd pracował dla Jacka i Bobby’ego. I pracował dla CIA.

      Boyd załatwił Littellowi robotę. Ward, poznaj Carlosa Marcello.

      Carlos nienawidził Jacka i Bobby’ego. Jack i Bobby odtrącili Littella. Littell zbudował na tym własną nienawiść. Dostroił do niej swą życiową filozofię.

      Nienawidził Jacka. Znał Jacka. To podkopało jego wizerunek. Jack słynął z gładkiej gadki. Jack dawał czadu. Jack nie miał w sobie ani krzty prawości.

      Bobby definiował prawość. Bobby żył zgodnie z prawem. Bobby karał złych ludzi. Teraz Littell nienawidził Bobby’ego. Bobby go zlekceważył. Bobby wzgardził jego szacunkiem.

      Pan Hoover zapluskwił ulubione miejsca spotkań mafii. Pan Hoover wychwycił aluzje. Pan Hoover przeczuwał zamach. Nie powiedział o niczym Jackowi. Nie powiedział Bobby’emu.

      Pan Hoover znał Littella. Pan Hoover wiedział o jego nienawiści. Pan Hoover zachęcił go, by zadał cios Bobby’emu.

      Littell miał dowody. Dowody na to, że Joe Kennedy od lat był w zmowie z mafią. Spotkał się z Bobbym –